CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 36. Koniec, to nie wszystko...



*Martyna*
Stał na tarasie i przyglądał się drzewom poruszającym się przez wiatr. Wyglądał pięknie. Jego brązowe włosy opadały na jego czoło. Oczy, lekko już zmęczone dzisiejszym dniem, trochę przymrużone, ale nadal czujne. Uwodzicielski zapach perfum, który uwielbiałam. Zapach, który roznosił się po całym domu, mieszając trochę z moim, ale jego zawszę był intensywniejszy. Przeważnie tak się wyperfumuje, że z daleka go czuć. Ale kochałam to. Był to taki jego urok. Kocham kiedy mnie przytula i całuje przed snem, kiedy troszczy się o mnie jak o malutką, bezbronną dziewczynkę. Kocham go po prostu za to, że jest. Za to, że stał obok, trzymając mnie za rękę. Że w trudnych sytuacjach nie uciekał, bojąc się co będzie dalej. Inni uciekali, nie wiedząc jaki następny krok zrobić, ale nie On. Pokonywał wszystkie problemy...
Stałam za jego plecami i objęłam go za szyje.
- Co powiesz na jakiś horror? - Zaproponowałam.
- Horror? A może romantyczny wieczór we dwoje?
- Hmm... Twoja propozycja jest bardzo kusząca. - Cicho się zaśmiałam i delikatnie pocałowałam go w policzek. - Ale to za chwilę. Najpierw chcę tu z Tobą postać.
Uśmiechnął się jak to zawszę robi. Głupio, ale szczerze.
- Dobrze się czujesz? - Spytał ze śmiechem.
- A czemu pytasz?
- Tylko się upewniam.
- Spadaj! - Powiedziałam nieco głośniej. Mimo, że był już wieczór i temperatura nie była zbyt wysoka, było mi nadzwyczajnie ciepło. Złapał mnie za rękę tak delikatnie jak tylko potrafi i przyciągnął do swojego torsu. Przyłożyłam głowę do jego klatki piersiowej i objęłam go w pasie. Chwilę później na swoim czole poczułam jego ciepły oddech i lekki pocałunek. Jego przesiąknięta perfumami koszulka trochę mnie dusiła, ale było mi dobrze...
***
Stałam przy blacie w kuchni i przygotowywałam kolacje, a Piotrek przyglądał mi się uważnie.
- Może jednak ja zrobię? - Zaproponował po raz kolejny. Przewróciłam oczami z poirytowania.
- Nic mi się nie stanie - powiedziałam, krojąc pomidora na plasterki - Ciąża to nie choroba, nie martw się tak o mnie.
- Nie wyglądasz dziś najlepiej - stwierdził, przyglądając się moim niepewnym ruchom. Ale miał racje...
- Przesadzasz Piotruś... - trochę się zdenerwowałam, by pokazać mu, że nie ma racji - Przesadzasz - powtórzyłam z mniejszym przekonaniem. Zauważył to, ale odpuścił i zajął miejsce przy stole w kuchni. Ja w tym czasie wyciągnęłam z szafki dwa talerze. Zdezorientowana jego zachowaniem, odwróciłam się na chwilę głowę w jego stronę, by sprawdzić czy nadal się mi przygląda.Nasze oczy spotkały się przez ułamek sekundy, a potem gwałtownie odwróciłam się do poprzedniej pozycji. 
- Musimy pojechać na jakieś zakupy... - zaczęłam nerwowo przerywając dźwięk grającego w salonie telewizora- Trzeba kupić jakieś rzeczy dla dziecka. - W ostatnim czasie, razem z Piotrkiem, intensywnie myśleliśmy nad imieniem, i na początku usatysfakcjonowana wyborem, wybraliśmy imię Bartek. Na początku podobało mi się bardzo, ale kiedy mój mózg w pełni zrozumiał i przyjął do świadomości, że moje dziecko będzie miało tak na imię, nie byłam z tego pomysły zbyt zadowolona. Piotrek uważał, że to najpiękniejsze imię jakiekolwiek człowiek mógł wymyślić, chociaż sam nie wiedział dlaczego tak go fascynuje. Jedno z wielu zwyczajnych imion, które tysiące innych chłopców nosiło. Nic nadzwyczajnego. 
- Może pojedziesz jutro? - Zaproponował - Masz już przecież wolne. - Zdziwiłam się.
- Wolałabym, żebyś poszedł razem ze mną. 
Uniósł jedną brew ze zdziwienia i uśmiechnął się głupio. 
- Myślałem, że potrzebujesz większej swobody!
- Bo potrzebuję. - Westchnęłam - Nie chcę, żebyś się tak o mnie martwił, ale nie powiedziałam, że nie chcę abyś robił ze mną zakupy. - Znów uniósł brwi ze zdziwienia. Widząc jego reakcję, dodałam - Przecież ktoś musi nosić torby.
Wybuchnął śmiechem. Uśmiechnęłam się szeroko i postawiłam na stole, wyjęte wcześniej talerze.
- No co? - Powiedziałam widząc jego niepohamowanym śmiech. - Nie pozwalasz mi zrobić kolacji, ale dźwigać torby to już tak?! - Zaśmiał się jeszcze głośniej, ale widząc narastającą we mnie złość, zaczął się powstrzymywać. Poniekąd była to moja pierwsza, własne kolacja od kilku tygodni. 
- Masz rację, nie mogę puścić Cię samej. - Mówił jeszcze przez śmiech. Wypuściłam powietrze z ust i usiadłam naprzeciwko niego. Uśmiechnęłam się sztucznie. - Powiedziałaś to z taką powagą...
- Jasne... - Burknęłam pod nosem bardziej do siebie niż niego.
***
- Dobrze się czujesz? - Zaniepokoił się chłopak. - Blada jesteś. - Przełknęłam głośno ślinę i położyłam rękę na brzuch. - Może powinnaś się położyć? - Wstał z krzesła i stanął koło mnie, kładą swoją ciepłą dłoń na moich plecach. Wzdrygnęłam. - Mówiłem, że ta kolacja to zły pomysł.
- Chyba powinnam się Ciebie słuchać. - Zaśmiałam się cicho. 
- Bo widzisz Martynka - wstawił naczynia do zlewu, a ja skierowałam się w stronę łazienki - Zawszę wiem co mówię!
- No jasne Piotruś! - Krzyknęłam z drugiego pokoju. - Nigdy w Ciebie nie wątpiłam...!
Po szybkim prysznicu, starannie rozczesałam włosy i związałam je w koka. Wychodząc z łazienki poczułam lodowaty powiew wiatru. Przeszły mnie dreszcze, a zaraz potem zakręciło mi się w głowie. Przyśpieszyłam trochę, by szybciej znaleźć się w sypialni, gdzie będę mogła usiąść. Czułam się jakbym tonęła. Leżała nad brzegiem, a fale tylko obmywały, ale nie chciały w pełni zatopić. Albo jakby coś ciągnęło mnie na samo dno i nie chciało puścić. Moje oczy były pełne łez bólu, a płuca jakby nie nadążały z dostarczaniem tlenu. Czułam się fatalnie... Położyłam się na łóżku i przymknęłam oczy przed światłem, które biło się z moim bólem głowy.
- Dobranoc. - Usłyszałam...
***

*Piotrek*
Obudził mnie hałas dochodzący z kuchni. Coś w rodzaju tłuczonego szkła. Spojrzałem na miejsce obok siebie z nadzieją... I szybko ją straciłem... Dostrzegłem światło z sąsiedniego pokoju i zerwałem się z łóżka. Spojrzałem na nią, a moje mięśnie stały się nagle miękkie, kolana ugięły. Stała zgięta w połowie i ledwo trzymała się blatu szafki. Była odwrócona tyłem, ale widziałem, że cierpi. Krzyknęła.
- Martyna! Co się stało? - Zapytałem. Podchodząc złapałem ją za prawą rękę i poczułem coś dziwnie ciepłego. Z jej ust wydobył się kolejny jęk. Spojrzałem na swoją dłoń, a zaraz potem na podłogę, na której leżała rozbita szklanka. - Co Cię boli? - Niemal krzyknąłem. Jej oczy były pod powierzchnią słonej cieszy, jednocześnie za mgłą. Podniosła rękę z blatu, cała się trzęsła, a potem przyłożyła ją sobie do brzucha. Znów spojrzałem na rozbite szkło i krew na podłodze. Znów krzyknęła i gwałtownie pochyliła się jeszcze bardziej do przodu. - Spokojnie. - Powiedziałem, choć mój głos drżał. Mimo ogromnego doświadczenia, nie wiedziałem co się dzieje. Zaczęła głośno płakać i wyrwała swoją dłoń z mojego uścisku. Położyła ją na moim barku i zacisnęła tak mocno, że po moim ciele przeszedł przeszywający ból. - Spokojnie. - Powiedziałem raz jeszcze. - Proszę... 
Uniosła głowę i spojrzała na mnie swoimi ślicznymi oczami, które teraz były wypełnione bólem i bezradnością. Jej spojrzenie było zabójcze i prosiło mnie o pomoc. 
- Zadzwoń... - Wydusiła z płaczem. - Po karetkę.. - Mówiła, a jej głos drżał bardziej od mojego. Potem jeszcze, ostatni raz, spojrzała na mnie, a jej oczy znikały jakby pod powierzchnią wody. Były nieobecne. Zamknęły się powoli, a potem opadła w moją stronę...
(godzinę później) - Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy...
- Mów człowieku! 
- Nie udało uratować się pańskiego dziecka...Przykro mi.. - Powiedział i odszedł, zostawiając mnie na pustym, długim, przerażająco białym korytarzu. Zostałem sam na polu bitwy, którą przegrałem... 
__________________________________________________________________________
Miesiąc czekania nie tylko dla Was, ale i dla mnie, bo przez ponad pechowe cztery tygodnie sama czekałam aż jakiś pomysł, choćby nawet jedno jedyne słowo, wpadnie mi do głowy... 
Ale tak to już w życiu bywa ;) Ostatnio miałam tak mało czasu, że wychodziłam z domu o 7 rano, wracałam o 22 i szłam spać, więc trudno było mi coś napisać.
Ale w końcu coś udało mi się zrobić, chociaż i tak nie wyszło tak jakbym chciała. Przepraszam Was za długą przerwę...
No i pewnie wiecie o tym wspaniałym blogu? - kilk . Ach, piękny...
Gratuluję autorce oryginalnego pomysłu z kopiowaniem moich opowiadań i "poprawianiu" błędów! GRATULUJĘ Z CAŁEGO SERCA! Jeśli będziesz usuwać moje komentarze to nic nie zdziałasz słońce ;* Bardzo trudno mnie zdenerwować, ale może chcesz żebym była niemiła? Wybór już należy do Ciebie :)
Kochani dziękuję, że uzbroiliście się w cierpliwość :D 
Do następnego!
Natalia