CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 10. Pierwsza wspólna noc

*Piotr*
Wszystko było we krwi. Kiedy przemierzałem salon zauważyłem dużą kałużę krwi przy ścianie. W tej chwili tak naprawdę zrozumiałem co przeżyła. Jaki ból, sprawiało jej to wszystko. Ile się na cierpiała.
Kilka łez spłynęło mi po policzkach. Zacząłem obwiniać siebie o to wszystko. O to, że wtedy mnie przy niej nie było.
Posprzątałem wszystko, zrobiłem kolację i zaraz poszłem spać.

*Następnego dnia, rano*
Obudziłem się i spojrzałem na zegarek. Była 5.35, nie mogłem już zasnąć. Postanowiłem, że pójdę wcześniej do Martyny. Zrobiłem jej śniadanie, ubrałem się i wyszłem. W drodze do szpitala zadzwonił do mnie policjant.
- "Dzień dobry panie Piotrze, nie przeszkadzam?"
- Dzień dobry, właśnie jadę do Martyny - powiedziałem.
- "Mam dobre wieści! Znaleźliśmy tego Marcina. Został zatrzymany pod zarzutem usiłowania zabójstwa"
- To dobrze, niech mam za swoje.
- "Dobrze to nie przeszkadzam. Do widzenia"
- Do widzenia - powiedziałem i się rozłączyłem.
Po 10 minutach byłem już na miejscu. Wszedłem do sali Martyny. Siedziała na łóżku.
- Cześć - powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
- Nie pożegnałeś się wczoraj.
- Spałaś już, nie chciałem Cię budzić - odpowiedziałem - przyniosłem Ci śniadanie.
Podałem pudełko z jedzeniem Martynie.
- Dziękuje, pyszne - powiedziała.
Przez chwilę przyglądałem się jak jadła.
- Dzwonił do mnie ten policjant - mówiłem.
- Piotrek nie, proszę - powiedziała smutno dziewczyna.
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że go złapali.
Z oczu Martyny popłynęły łzy. Usiadłem koło niej na łóżku i mocno przytuliłem.
- Nie płacz - powiedziałem.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Obróciła się do mnie, mocno przytuliła i 'wybuchła' płaczem.
- Przepraszam, że mnie wtedy przy tobie nie było. To moja wina - obwiniałem się.
Martyna spojrzała na mnie i powiedziała:
- To nie twoja wina.
Uśmiechnęłem się i otarłem łzy z jej oczu.
Dziewczyna złapała mnie za rękę.
- Chodźmy po wypis - powiedziała.
Zabrałem rzeczy Martyny i wyszliśmy. Po kilku minutach czekania otrzymaliśmy kartkę i pojechaliśmy do domu.
Kiedy byliśmy już na miejscu Martyna dziwnie się zachowywała.
- Kochanie co się dzieję? - zapytałem.
- Nic - powiedziała smutno.
Weszliśmy do środka. Dziewczyna stanęła przy dzwiach i spoglądała w jedno i to samo miejsce.
- Piotrek? - powiedziała.
- Co się dzieję? - zapytałem z niepokojem.
- Wszystko mi się przypomina. Możesz mnie przytulić?
Objąłem ją mocno.

*Martyna*
Dzień zleciał szybko. Postanowiłam zrobić kolację. Kiedy kroiłam pomidory wszedł Piotrek.
- Martynka, co ty robisz? - powiedział.
- Jak to co? Kolację - odpowiedziałam.
- Przecież jesteś jeszcze słaba, idź połóż się, a ja zaraz przyjdę.
Spojrzałam na Piotrka i po chwili wyszłam.
Nie mogłam dłużej leżeć. Wszystko zaczynało mnie powoli boleć, a na dodatek ta ręka. Rany były tak głebokie, że było widać kość. Muszę brać jeszcze jakieś dziwne tabletki na ból. Najbardziej boli mnie to, że już zawszę będę o tym pamiętać, choć chce zapomnieć. Na mojej ręce pozostaną blizny, które będą mi o tym za każdym razem przypominały. Kiedy tak myślałam przyszedł Piotrek z kolacją do łóżka.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować, księżniczko - zażartował.
Zaśmiałam się. Piotrek usiadł koło mnie. Po kolacji położyliśmy się, obejmując się nawzajem. Chłopak spojrzał mi w oczy i zaczął całować, co ja odwzajemniłam. W pewnej chwili zaczęłam rozpinać koszulę Piotrka.
Noc należała do nas.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Wow, wow, wow! Natala szalejesz! XD No ale jest po długim wyczekiwaniu.
Mam nadzieję, że wam się spodobał. Dziękuje za przeczytanie! :)

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 9. Rany

*Martyna*
Z przerażenia, telefon upadł mi na podłogę. Nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam nie ruszając się. Jedyny dźwięk jaki słyszałam, to głos policjanta z telefonu, "Halo? Pani Martyno? Czy coś się stało?". Byłam coraz bardziej zdenerwowana.
- No proszę! Wiedziałem, że Cię tu zastane, samą - mówił spokojnie Marcin - Jak tam układa Ci się z Piotrusiem?! - nagle krzyknął.
- Co ty tu robisz? - zapytałam, próbując zachować spokój.
- Ja? Nic, przyszedłem tylko odwiedzić byłą dziewczynę - zaśmiał się.
Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.
Marcin podszedł bliżej mnie.
- Jak układa Ci się z Piotrusiem?! - powiedział nerwowo jeszcze raz - odpowiedź mi!
- Bardzo dobrze! - mówiłam - Bez Ciebie jest mi o wiele lepiej!
W tej chwili poczułam na mojej prawej ręce silny ból. Uświadomiłam sobie, że mnie zranił. Nie tylko psychicznie ale również fizycznie.
- Nadal jest Ci do śmiechu?! - krzyczał.
Z moich oczu popłynęły łzy.
Podeszłam się do ściany, jednak Marcin znów się przysunął.
- Byliśmy z sobą ponad dwa lata. Już nie pamiętasz jak mówiłaś, że mnie kochasz?! - mówił rozgniewany.
- Pamiętam i to były najgorsze dwa lata w moim życiu! - znów krzyknęłam.
- Tak? Najgorsze? A wiesz dlaczego?! - również krzyczał - Wszystko zepsułaś!
- Ja?! To ty wszystko zniszczyłeś! Zniszczyłeś ten związek, kiedy zacząłeś pić! Zniszczyłeś wszystko co miałam! Miłość, szczęście.
- Nie mów tak! To nie moja wina!
Czułam się co raz gorzej. Ręka bolała mnie coraz bardziej.
- Kiedyś myślałam, że jesteś osobą, z którą chce spędzić resztę życia... Ale się pomyliłam.
Kiedy to powiedziałam Marcin znów rozcią mi rękę nożem. Krzyknęłam z bólu. W tym momencie poczułam się słabo. Nagle do domu wbiegli policjanci. Tylko tyle widziałam.

*Piotr*
Była godzina 15:30. Usiadłem na fotelu z gazetą w ręku.
Długo to nie potrwało.
- Piotr, idź posprzątać karetkę - powiedział Wiktor.
- Tylko skończe czytać - odpowiedziałem.
- Piotr! Zaraz możemy mieć wezwanie!
- Dobrze już, idę.
Byłem już koło karetki. Wszystko zajęło mi około pół godziny. Kiedy nie ma Martynki nic nie jest poukładane - zaśmiałem się. Wróciłem do bazy.
- Cześć Piotrek! - usłuszałem Adama.
- Cześć, cześć - powiedziałem.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Jak to co? Przecież mamy dyżur.
- No ale myślałem, że jesteś przy Martynie.
- A co z nią nie tak? - przeraziłem się.
- To ty nic nie wiesz? Przywieźli ją przed chwilą. Ponoć naszedł jej ten były chłopak.
- Marcin?
- Chyba tak.
- I co z nią?!
- Nic więcej nie wiem... - Adam nie zdążył dokończyć, gdyż ja wyszłem już z pokoju. Zdenerwowany zacząłem szukać sali gdzie leży Martyna. Kiedy przechodziłem obok z jednej z sal spotkałem lekarza.
- Przepraszam, podobno leży tu Martyna Kubicka? - zapytałem.
- Tak, a pan jest kimś z rodziny? - zapytał lekarz.
- Nie, ale jestem jej chłopakiem. Co się stało?!
- Pani Martyna ma dwie głębokie rany na prawej ręce... -kiedy lekarz o wszystkim mi opowiedział byłem w szoku.
- Mogę do niej wejść? - zapytałem.
- Tak, tylko niech nie siedzi Pan za długo.
Weszłem do sali Martyny. Ten cały widok mnie przeraził. Leżała nieprzytomna, na prawej ręce miała bandaże, całe czerwone od krwi. Usiadłem koło niej i złapałem ją za rękę. W jednej chwili po policzkach spłynęły mi łzy. Nic nie mówiłem. Czas minął szybko. Niespodziewanie Martyna zaczęła się budzić. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie. W oczach miała łzy.
- Piotrek - powiedziała i rozpłakała się.
Położyłem rękę na jej glowie i zacząłem gładzić jej włosy.
- Jestem przy tobie - powiedziałem, jednak też zacząłem płakać.
Próbowałem powstrzymać łzy. Nagle do sali wszedł lekarz. Powiedział, że musi zrobić kilka badań.
- Będę później - powiedziałem do Martyny i wyszłem.
Wróciłem do bazy. Spotkałem Wiktora.
- Piotr co się stało - zapytał.
Nie miałem ochoty rozmawiać, jednak po chwili powiedziałem:
- Martyna jest w szpitalu.
- Ale co się stało?
- Przyszedł do niej ten Marcin z nożem.
Rozmowę przerwało wezwanie.
- Piotr dasz radę jechać? - powiedział Wiktor.
- Tak - odpowiedziałem.
- Dobra widzę, że nie dasz rady. Idź do Martyny. Dzisiaj masz już wolne.
- Dziękuje doktorze.
Poszedłem się przebrać. Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Ruszyłem w stronę sali Martyny. Usiadłem na krześle, przy łóżku. Dziewczyna nic nie mówiła. Spoglądała jedynie w jeden i ten sam punkt.
- Możesz mnie przytulić? - zapytała.
- No pewnie - powiedziałem i przytuliłem Martynę.
Siedziałem tak godzinę. Martyna zasnęła. Postanowiłem poszukać lekarza i zapytać o jej stan zdrowia. Po kilku minutach znalazłem.
- Doktorze i co z Martyną? - zapytałem.
- Straciła dużo krwi, jest słaba - powiedzial - a ogólnie jest wszystko dobrze. Zostanie jeszcze na obserwacji przez noc.
- Czyli można powiedzieć, że jest wszystko dobrze.
- Niech się pan nie martwi - powiedział lekarz i poszedł do innego pacjenta.
Wróciłem do Martyny. Pożegnałem się i wróciłem do domu. Kiedy wszedłem do środka przeraziłem się.
------------------------------------------------------------------------------------------
SKĄD JA BIORĘ TAKIE POMYSŁY?! O.o Sama się siebie boję ;D
Smutny rozdział, trudno mi się go pisało :(

Rozdział 8. Zwykły dzień

*Tydzień później*

*Martyna*
Obudziłam się o 8, poszłam do łazienki trochę się ogarnąć. Ubrałam nową, kremową sukienkę.
W domu byłam sama. Piotrek ma dzisiaj dyżur, a ja mam wolne. Poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Otworzyłam lodówkę i stwierdziłam, że nadszedł czas na duże zakupy. Wzięłam torebkę, ubrałam buty na koturnie i wyszłam.
Po 10 minutach byłam już przy sklepie. Zrobiłam zakupy i ruszyłam w stronę domu. W połowie drogi zorientowałam się, że ktoś mnie śledzi! Był to do dość wysoki mężczyzna. Kogoś mi przypominał, ale nie wiedziałam kogo. Przyszpieszyłam kroku. Po niecałych 5 minutach byłam w domu. Odstawiłam zakupy i podeszłam do okna. Nikogo nie było. Odetchnęłam z ulgą, jednakże ciągle się bałam. Poszłam do kuchni wszystko rozpakować. "Nie wzięłam zapałek" - powiedziałam głośno. Może zadzwonie do Piotrka i po proszę go, aby kupił kiedy już będzie wracał.
Wybrałam numer i zadzwoniłam.
- Halo, Piotrek? Czy możesz zajechać po zapałki? - powiedziałam.
- Dobrze kochanie - odpowiedział.
- Dzięki, to pa.
- Pa - powiedział Piotrek i się rozłączył.
Było dopiero przed 10. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Pomyślałam, że trochę posprzątam. Zajęło mi to godzinę. Ale w końcu wszystko było na swoim miejscu.
Zrobiłam sobię mrożoną kawę i usiadłam na tarasie. Siedziałam i nic nie robiłam, o niczym nie myślałam, w końcu mogłam odpocząć. Wolny czas długo nie potrwał. Usłyszałam krzyk dziecka z domu obok. Poszłam zobaczyć co się stało.
- Dzień dobry - powiedziałam do sąsiadki.
- Dobrze, że Pani przyszła, proszę - kobieta zaprosiła mnie do środka - mój syn, Karol, oparzył się wrzątkiem, a Pani jest ponoć lekarzem?
- Ratownikiem medycznym - powiedziałam, po czym podeszłam do dziecka.
- Cześć Karol - mówiłam wesoło - oparzyłeś się?
- Tak, w rączkę - powiedział zapłakany chłopiec.
- A pokarzesz mi?
- Tak - Karol wysunął rękę.
- Będzie to trzeba zawinąć. Ma może Pani dwa bandaże? - zwróciłam się do kobiety.
- Tak, tak, już przynoszę.
- Dobrze. A powiec mi Karol, ile masz lat?
- 3 - odpowiedział.
- To już duży jesteś - uśmiechnęłam się do dziecka.
- Proszę - kobieta podała mi bandaż.
Zawinęłam rękę chłopcu.
- Może nieraz boleć - powiedziałam do kobiety.
- Bardzo Pani?
- Martyno.
- Pani Martyno, dziękuje - powiedziała kobieta.
- Nie ma sprawy. Jeśli będzie skarżył się na bul, niech Pani posmaruje mu rękę Altacetem.
- Dobrze, dziękuje jeszcze raz.
Uśmiechęłam się.
- Następnym razem uważaj - powiedziałam uśmiechnięta do chłopca i wyszłam.
Kiedy znalazłam się przed dzwiami domu, humor mnie opuścił. Na dzwiach była przyklejona kartka z napisem "ZABAWA DOPIERO SIĘ ROZKRĘCĄ! OBSERWUJĘ CIĘ!". Charakter pisma był mi dobrze znany. Przecież to pismo Marcina! Nagle wszystko zaczęło mi się układać!
Najpierw ten wypadek, groźby, potem ten mężczyzna i teraz to! Przecież to był Marcin! To wszystko był Marcin! Kiedy zamieszkałam z Piotrkiem przychodził do nas i mówił, że jeszcze ze mną nie skończył! Jak mogłam być taka głupia?! W jednej chwili zrozumiałam z kim byłam przez dwa lata! Weszłam do domu i zadzwoniłam do policjanta, z którym niedawno rozmawialiśmy. Kiedy byłam w połowie zdania wszedł Marcin z nożem w ręku.
------------------------------------------------------------------------------------------
Normalny dzień z życia... do czasu. Będzie trochę smutno :(

Rozdział 7. Groźby

*Martyna*
Podeszłam do Piotrka i spojrzałam na niego. Moje oczy mówiły same za siebie. Byłam przerażona, ale to chyba za mało powiedziane... Przeczytałam jeszcze raz duży napis na środku kartki "JESZCZE Z TOBĄ NIE SKOŃCZYŁEM",
spojrzałam na zdjęcie, ktore znajdowało się na dole kartki. Było to moje zdjęcie.
- Piotrek. Boję się - powiedziałam.
Przytulił mnie i powiedział.
- Nie ma czego.
Jednak ja wiedziałam, że również to wszystko go przerażało.
Weszliśmy do domu. Usiadłam na fotelu z laptopem na kolanach. Chciałam zapomnieć choć na chwilę o wszystkich przykrych sprawach. Przeglądałam strony o medycynie. Siedziałam tak przez około pół godziny, po czym wstałam i poszłam do kuchni, do Piotrka. Przygotowywał kolację.
- Może Ci pomóc? - zaproponowałam.
- Pewnie! Rąk do pomocy nigdy za wiele - zażartował.
Jednak mi nie było do śmiechu.
- Piotrek!
- Martynka, nie przejmuj się tą głupią kartką!
- Nic nie rozumiesz.
Powiedziałam i wyszłam z kuchni.

*Piotr*
Odłożyłem patelnie i poszłem za Martyną do salonu. Siedziała na kanapie. Usiadłem koło niej i ją przytuliłem.
- Przepraszam. Powinienem Cię pocieszyć, a nie sobie żartować. Przepraszam.
- Ja też Cię przepraszam. Ale po tym co przeszłam z Marcinem... Boje się.
- Rozumiem, ale teraz masz mnie i zawszę możesz na mnie liczyć.
Po moich słowach Martynka usiadła mi na kolanach i przytuliła.
- Kocham Cię - powiedziała.
- Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo.
Po około 40 minutach zjedliśmy kolację. Kiedy już się umyłem, położyłem się na łóżku. Za kilka minut przyszła Martyna i również się położyła. Leżeliśmy, patrzać sobie głęboko w oczy. Nagle zauważyłem błysk w oknie. Zerwałem się z łóżka i zobaczyłem dwie postacie mężczyzn na zewnątrz. Jeden obserwował dom, a drugi robił zdjęcia. Nie wiedziałem co mam robić.
- Piotr co się stało? - zapytała zaniepokojona Martyna i również podeszła do okna.
Mężczyźni po chwili odeszli.
Martyna usiadła na łóżku.
- Piotrek, boję się - powiedziała.
- Jutro rano pójdziemy na komisariat - odpowiedziałam i objąłem ją ręką - a teraz chodź już spać, jutro przecież mamy dyżur.
Martyna po chwili zasnęła, jednak ja nie mogłem zasnąć.

*Następnego dnia, posterunek policji*
- Dobrze proszę wszystko po kolei opowiedzieć - powiedział policjant.
- Wczoraj, około 19, kiedy wracaliśmy do domu ze spaceru zauważyłam mężczyznę, który wkładał jakąś kartkę do skrzynki. Kiedy nas zauważył uciekł - mówiła Martyna.
- A widziała może pani jego twarz, coś szczególnego? - przerwał policjant.
- Nie, jedynie to, że był ubrany na czarno.
- A pan? - zapytał policjant.
- Niestety nie - odpowiedziałem.
- No dobrze, co było na kartce?
- Chwileczkę, mam ją przy sobie.
Martyna wyciągneła kartkę z torby i podała ją policjantowi.
- Dobrze, weźmiemy to jako dowód rzeczowy. Coś jeszczę?
- Tak - powiedziałem - wieczorem, około godziny 22 dwoje mężczyzn obserwowało nasz dom, z czego jeden robił zdjęcia.
- A widział pan twarze?
- Nie, było ciemno.
- Dobrze, przyjąłem zgłoszenie. Jeśli zauważycie jeszcze coś państwo dziwnego, niepokojącego, proszę natychmias do mnie zadzwonić. Podam państwu mój numer telefonu.
Policjant dał nam wizytówki z numerem telefonu. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z pokoju. Po 20 minutach byliśmy już w bazie. Wiktora jeszcze nie było. Zauważyłem kartkę na stoliku.
"Dzisiaj będziecie jeździć sami. Wiktor" - było napisane. - Piotek, gdzie Wiktor? - zapytała Martyna.
- Dzisiaj go nie będzie.
- Czyli cała karetka dla nas? - zaśmiała się dziewczyna.
- "21S zgłoś się" - usłyszałem.
- 21S zgłaszam się - powiedziałem.
- "Kobieta spadła z drabiny. Najprawdopodobniej doszło do złamania prawej nogi".
- Przyjąłem.
Poszliśmy do karetki.
------------------------------------------------------------------------------------------
"Jak można zabić Człowieka Pająka?"
"Człowiekiem Kapciem!"
Haha padłam jak to usłyszałam ;D

Rozdział 6. Wypadek

*Piotr*
Auto było coraz bliżej! Odciągnąłem Martyne w ostatnim momencie.
- Boże, Piotrek co się stało?! - spytała przerażona.
Nie odpowiedziałem. Pokazałem jedynie głową pędzące auto. Nagle samochód zatrzymał się.
- Martyna leć po Sambora! - powiedziałem i pobiegłem do pojazdu. Widok był przerażający. Auto potrąciło kobietę z dzieckiem w wózku i odjechało. Podbiegłem do kobiety. Dziewczynka była przytomna, ale za to jej matka nie.
- Jak nazywa się twoja mama? - powiedziałem do dziecka.
- Kasia - odpowiedziała i zaczeła płakać.
Sprawdziłem puls i oddech kobiety, był w porządku jednak miała złamaną prawą rękę i nogę. Z daleka zobaczyłem biegnącą Martyne z Samborem i innymi lekarzami...

*Martyna*
Zobaczyłam wielką 'kulę' ognia. Wybuchła butla z gazem, która akurat tam stała.
- Jezu, Piotrek! - krzyknełam, po czym zaczęłam jeszcze szybciej biec. Zobaczyłam leżącego na ziemi Piotrka. Podbiegłam do niego.
- Piotrek! - mówiłam do niego. Po jakimś czasie dopiero odzyskał przytomność. Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam do szpitala. Po około poł godziny skończyły się badania. Weszłam do gabinetu.
- Co z nim? - zapytałam przerażona lekarza.
- Kilka lekkich zadrapań. Piotr miałeś wielkie szczęście, że byłeś w odpowiedniej odległości od wybuchu - lekarz zwrócił się do Piotrka.
Podeszłam do niego i mocno przytuliłam.

*w domu*
Podeszłam do stojącego przy stole Piotra i jeszcze raz go przytuliłam.
- Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła - powiedziałam i zaczełam płakać.
Piotrek nic nie odpowiedział, tylko przytulił mnie jeszcze mocniej i po chwili pocałował.
- Kocham Cię - powiedział Piotruś.
Uśmiechnęłam się w ramach odpowiedzi 'ja Ciebie też'.
Była godzina 21:30 więc nie robiłam jakiejś 'wielkiej' kolacji. Po prostu kilka kanapek z sałatą i pomidorem.
- Daj, pomogę Cie - powiedział Piotrek.
- Poradzę sobie. Idź odpocznij - powiedziałam łagodnie.
- Przecież nic mi się nie stało.
- Ale odpoczynek Ci się należy.
Pocałował mnie w policzek i wyszedł z kuchni, a ja tylko się uśmiechęłam.
Kiedy już zjedliśmy, Piotrek usiadł na kanapie, a ja zaraz po nim.
Położyłam głowę na jego ramieniu i zasnęłam.

*następnego dnia rano*
Obudziłam się nie na kanapie lecz w łóżku... Po chwili uświadomiłam sobie, że to łóżko Piotrka! Ale co ja tutaj robię? Przecież nie pamiętam abym się tu kładła. Obróciłam się na drugi bok i zobaczyłam Piotrka.
Już nie spał. Nie ukrywam, że byłam lekko skrępowana, ale mimo wszystko nie chciałam stąd wychodzić.
- Dzień dobry królewno - zażartował.
- Piotr co ja tutaj robię?
- Wczoraj na kanapie zasnełaś, a skoro jesteśmy razem to po co ktoś z nas ma spać ma kanapie? - powiedział i zaczął gładzić ręką moje włosy.
Pomyślałam, że Piotrek ma rację. Jesteśmy razem i to się liczy.
Po śniadaniu ubrałam się. Dziś akurat mieliśmy wolne po wczorajszym 'wypadku'.
Usiadłam na kanapie i ogłądałam telewizję. Myślałam o wczorajszej, wieczornej sytuacji.
- Co robisz? - zapytał Piotrek i usiadł koło mnie.
- Myślę - powiedziałam.
- Martynka było mineło.
- Ale coś ciągle nie daję mi spokoju. Przecież gdyby był to wypadek, kierowca źle się poczuł i nie zdązył zachamować to nie uciekł by.
- Martynka daj spokój - powiedział Piotrek i pocałował mnie w policzek.
- Może masz rację? Chodźmy się przejść - zaproponowałam.

*20 minut później*
Byliśmy już w parku. Piotrek złapał mnie za rękę.
Doszliśmy do stawu, obróciłam się do Piotrka i spojrzałam mu w oczy. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, nagle zaczęło kropić.
- Wracajmy już - powiedziałam.
Kiedy byliśmy koło domu, zauważyłam męzczyznę, który wkładał coś do skrzynki. Kiedy nas zobaczył uciekł.
- Widziałeś?! - powiedziałam do Piotrka.
- Tak, chodźmy zobaczyć.
Piotr podszedł i wyjął kartkę. Kiedy to czytał jego mina była przerażona.
- Piotr co się stało? - zapytałam - pokaż.
Wziełam kartkę. Również się przeraziłam.
------------------------------------------------------------------------------------------
Zapowiada się dramat, wymyśliłam horror ;P
Dziękuje za przeczytanie!

poniedziałek, 26 maja 2014

5. Nowy związek

*Następnego dnia*
*Martyna*
Obudziłam się i myślałam o wczorajszej sytuacji z Piotrkiem. O tym jak tańczyliśmy, jakie uczucie towarzyszyło nam, kiedy się całowaliśmy i o tym jakie znaczenie miały te wszystkie słowa. Leżałam tak jeszczę niecałe 5 minut, po czym wtałam i zabrałam się za robienie śniadania. 
Kiedy szykowałam stół, poczułam ręce na moich biodrach. Obruciłam się i pocałował mnie. Piotrek mnie pocałował.
- A to za co? - powiedziałam uśmiechnięta.
- Za wszystko - powiedział Piotruś.
- To w takim razie należy mi się jeszcze - nie zdążyłam dokończyć gdyż Piotrek znów mnie pocałował. Jak by mi czytał w myślach - zaśmiałam się.
Przytuliłam się do chłopaka i zapytałam:
- Czy to znaczy, że jesteśmy razem?
Jak na złość ktoś zapukał do drzwi.
Piotrek puścił mnie i poszedł otworzyć. Spodziewała bym się każdego, ale nie Marcina.
- Co ty tu robisz?! - krzyknął Piotrek.
- Jest Martyna? - powiedział.
Kiedy usłyszałam jego głos podeszłam do drzwi.
- Po co tu przyszedłeś?! - powiedziałam.
- Chciałem Cię przeprośić.
- Po tym co mi zrobiłeś?! Co już nie pamiętasz jak mnke szarpałeś i wyzywałeś?! - krzyczałem.
- Proszę, porozmawiajmy.
- My już nie mamy o czym rozmawiać - powiedziałam i łza poleciała mi po policzku.
- Nie słyszałeś?! Idź stąd! - powiedział Piotrek.
W końcu Marcin odpuścił i poszedł.
Przytuliłam się do Piotrka.
- Przepraszam Cię - powiedziałam.
- Ale za co tu przepraszać?! - powiedział z troską - musimy zaraz wychodzić.
Poszła do łazienki i ubrałam się w niebieską sukienkę ze względu na maj. Po 10 minutach byliśmy już w drodze do szpitala.

*Piotr*

Kiedy byliśmy już na parkingu zauważyłem Wiktora z Zosią.
- Dzień dobr - powiedziałem.
- Cześć Zosia! - krzyknęła Martynka, gdyż dziewczynka była już daleko.
- Dobry, Piotr. Aż tak wam wesoło? - powiedział Wiktor - spóźnieni o 5 minut.
- Były korki, przepraszamy - odpowiedziałem.
- O 8 rano? Dobra nieważne, zbierajcie się.
Otworzyłem drzwi Martynce i poszliśmy się przebrać.
Przebrałem się i usiadłem na fotelu.
"21S zgłoś się" usłyszałem. 
- 21S zgłaszam się - powiedział Wiktor.
"Kobieta skarży się na silne bule w klatce piersiowej"
- przyjąłem, jedziemy - dzieciaki zbierajcie się!
Wiktor wyszedł, a ja poczekałem na Martyne.
Byliśmy już koło karetki. Złapałem Martynkę za rękę i namiętnie pocałowałem.
- Piotruś, nie teraz. Jeszcze Wiktor nas zobaczy, a poza tym mamy akcje - powiedziała wesoło.
- Dobrze już, chodźmy.

*wieczorem*

Przechodziłem koło karetki. W ciemnościach zauważyłem Martyne.
- Martynka! Poczekaj! - krzyknąłem.
- Cześć Piotruś - powiedziała.
Podeszłem do dziewczyny i złapałem ją w pasie.
- Nie dokończyliśmy naszej rozmowy w domu.
- No tak, zapomniałam.
- Więc, jeśli chcesz?
- Piotruś! Oczywiście, że chcę! - powiedziała Martyna i rzuciła mi się na szyję. 
Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem samochód. Jechał prosto na nas.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Inspiracja z ostatniego odcinka sezonu (26 odc) :) Na szczęście nie tak smutny. 
Dziękuje za przeczytanie!

4. Rozstanie

*Piotr*
- Co ty tu robisz?! - zapytałem ze złością.
- Piotrek poradzę sobię - odpowiedziała Martyna.
Otworzyła dzwi i razem z Marcinem wyszli przed szpital. Wiktor włączył monitoring na parkingu i mogliśmy obserwować co się tam dzieje.
- O co chodzi Piotr? - zapytał Wiktor.
- Wczoraj poszliśmy z Martyną na piwo. Na dwa piwa. No i spotkaliśmy jej chłopaka, trochę był nastukany, zaczął ją szarpać, no to się odezwałem i też go szarpnąłem. Troszkę.
Oglądaliśmy jeszcze przez około minutę gdy nagle Marcin uderzył Martyne! Widząc to zerwałem się z krzesła i pobiegłem na dół. Kiedy już byłem przed szpitalem Martyna siedziała na ławce. Płakała. Podbiegłem do niej i przytuliłem ją co ona odwzajemniła.
- Nie płacz - powiedziałem.
- Wyrzucił mnie z domu - powiedział obojętnie.
- Nie płacz - powiedziałem jeszcze raz - Masz mnie, przecież Cię nigdy nie zostawie. Zamieszkasz u mnie.
Kiedy to powiedziałem Martynka spojrzała na mnie inaczej niż kiedy kolwiek indziej. W jej oczach nagle zauważyłem 'błysk'. Niespodziewanie pocałowałem ją.
Chwila długo nie trwała. Jak to zawsze, Wiktor przyszedł i powiedział, że mamy kolejne wezwanie.
- Martyna dasz radę jechać? - zapytał.
- Dam - odpowiedziała.
Całe oczy miała czerwone od płaczu.

*godzinę później *
Nasz dyżur się skończył. Powoli szykowałem się do wyjścia. Martyna była już gotowa. Po drodze zajechaliśmy jeszcze do jej domu. Byłego domu. Musiała spakować swoje rzeczy. Kiedy weszliśmy spotkaliśmy Marcina.
-Co ty tu robisz? - zapytał oburzony i spoglądał na mmie.
- Przyszłam po rzeczy - odpowiedziała szybko Martyna.
Po 15 minutach wszystko już spakowała. Już wychodziliśmy ale Martynce przypomniało się, że ma ze sobą jeszcze klucze. Podeszła do pokoju gdzie był Marcin i rzuciła w jego stronę klucze.
- Trochę za długo byliśmy razem - powiedziała na złość i wyszła.
Kiedy już byliśmy w samochodzie, zapytałem:
- Wszystko w porządku?
- Lepiej nie było - powiedziała.
Próbowała być wesoła ale widziałem, że jest jej przykro.
- Przecież widzę, że nie - powiedziałem z troską.
- Nic mi nie jest.
Po tych słowach Martynka pocałowała mnie w policzek. W końcu odjechaliśmy. Po 15 minitach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z samochodu, otworzyłem dzwi Martynce i poszłem po walizki.
- O! Jaki dżentelmen! - powiedziała śmiejąc się.
Uśmiechnąłem się i poszliśmy do mieszkania.

*Martyna*
Nie czułam się najlepiej. Było mi smutno, ale kiedy tylko pomyśle o Piotrku, o tym jaki on jest, o tym ile dla mnie robi, odrazu poprawia mi się humor! Jest więcej niż kolegą z pracy. Jest przyjacielem, a może kimś więcej?
Kiedy rozpakowywałam walizki myślałam o Piotrku. Uświadomiłam sobie chyba, że naprawdę go kocham. Tylko nie wiem czy on mnie.
Usłyszałam głos Piotrka.
- Co się stało? - pobiegłam do kuchni.
- Kroiłem pomidory na kolację i się skaleczyłem.
- Pokaż mi to - obejrzałam palec przyjaciela - drobne skaleczenie, żyć będziesz - zaśmiałam się.
- Mam dla kogo - odpowiedział uśmiechnięty.
Zarumieniłam się.
- Nikt nigdy nie mówił mi takich rzeczy - powiedziałam.
- Może to przeznaczenie? - odpowiedział czuło Piotruś.
Przytuliłam się do niego.
- Dziękuje, że jesteś, że tak mi pomagasz - powiedziałam wzruszona.
Nic nie odpowiedział, tylko przytulił mnie jeszcze mocniej.
Nadeszła pora kolacji. Zajeliśmy miejsca przy stole, naprzeciwko siebie.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - powiedział Piotrek.
- Tak! Złapałeś mnie wtedy. Dziękuje - odpowiedziałam lekko śmiejąc się.
Nagle Piotrek włączył romantyczną muzykę.
- Zatańczy pani?
- Z przyjemnością.
Tańczyliśmy dwie piosenki, po czym usiedliśmy na kanapie. Położyłam głowę na kolanach Piotrka, a on zaczął mnie głaskać po włosach. Spojrzałam mu w oczy.
- Piotruś?
- Tak?
- Czemu tak mi pomagasz?
- Po prostu zależy mi na tobie.
Wstałam i znów spojrzałam głeboko w oczy Piotrka.
- Tak jak mi na tobie - powiedziałam i pocałowałam go w usta.

3. Niespodziewana wizyta

*Piotr*
Martyna zaczeła płakać, nie odzywała się. Była przestraszona. Zacząłem również szarpać tego całego Marcina.
- Zostaw Martyne! - krzyczałem.
Nagle przyszła ochrona, widząc to chłopak puścił Martyne. Wychodząc powiedział.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem!
Podbiegłem do dziewczyny, która siedziała w koncie. Była cała zapłakana i wystraszona.
- Choć wychodzimy stąd. Dzisiaj przenocujesz u mnie - powiedziałem z troską.
W drodze powrotnej Martyna nie odzywała się. Próbowałem ją pocieszyć, obejmując ją. Po kilku minutach byliśmy w domu. Martynka usiadła na kanapie i znów płakała. Usiadłem koło niej.
- Dlaczego on Cię tak traktuje? - zapytałem ze smutkiem.
- Nigdy taki nie był. Od pewnego czasu zaczął pić, a kiedy jest pod wpływem alkoholu jest zupełnie innym człowiekiem. To nie był pierwszy raz - powiedziała zrozpaczona Martyna.
Po tym czego się dowiedziałem zabrakło mi słów.

*Martyna*
Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Przytuliłam się do Piotrka i pocałowałam w policzek.
- A to za co? - zapytał uśmiechnięty.
- Za wszystko - odpowiedziałam.
Wtuliłam się w jego ramię i momentalnie zasnęłam.

*Następnego dnia*
Obudziłam się wcześnie, jeszcze przed Piotrkiem. Ubrałam się i wyszłam. Zostawiając kartkę z napisem ''do zobaczenia w pracy''. Poszłam do swojego mieszkania. Kiedy otwierałam zamek w dzwiach, bałam się co za chwilę zobaczę. Przecież mieszkałam razem z Marcinem. Nie chciałam tu zachodzić ale musiałam przebrać się w czyste ubranie.
W mieszkaniu nikogo nie było. Był tylko wielki bałagan.
Wzięłam pierwsze lepsze ubranie z szafy, przebrałam się i poszłam do pracy.

*pół godziny później*
- Martynka! - usłyszałam głos Piotrka - czemu poszłaś tak wcześnie, przecież zawiózł bym cię.
- Wiem, przepraszam. Musiałam jeszcze zajść do swojego mieszkania.
Staliśmy jeszcze przez chwile. Na parking szpitala wjechał Wiktor.
- A co wy tu jeszcze robicie? Zaraz zaczynamy!
Poszliśmy się przebrać.
Przez następne 30 minut nic szczególnego się nie działo. W pewnym momencie ktoś zawołał.
- Martyna do Ciebie!
Obróciłam się i zobaczyłam chłopaka z bukietem róż, był to Marcin.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Marcin wkracza do akcji :)
Dziękuje za przeczytanie!

niedziela, 25 maja 2014

1. Nowa ratowniczka. 2. Zakład.

*Piotr* 
- Podaj mi kurtkę - usłyszałem głos Wiktora.
- A gdzie jest? - odpowiedziałem.
- Tam gdzie zawszę, na wieszaku!
- Niech się szef tak nie denerwuje, już podaje.
- Piotr! Ile razy mówiłem Ci, żebyś tak do mnie nie mówił?!
- Dobrze, przepraszam.
Podałem kurtkę Wiktorowi po czym zabrałem się za przeglądanie gazety, która leżała na stoliku. 
- Piotr! - znowu usłyszałem - dziś przychodzi Martyna, nowa ratowniczka, zajmiesz się nią - powiedział Wiktor.
- A 'zajmiesz się nią' co mam przez to rozumieć? 
- Po prostu zapoznasz ze szpitalem, pokażesz karetkę. Czy to jest aż tak trudne? 
- Dobrze, nie ma sprawy.
Kiedy już Wiktor wyszedł myślałem o Martynie. Ale o czym tu myśleć kiedy nie wiem jaka ona jest? Zadałem sobie pytanie, na które nie znałem odpowiedzi. Siedziałem tak jeszcze przez dłuższą chwilę, ale nagle przypomniało mi się, że muszę zapytać Adama czy przyniósł dla mnie segregator medyczny, który mu pożyczyłem. Niechętnie wstałem i poszłem. Kiedy byłem obok kafejki zauważyłem dziewczynę. Widocznie gdzieś się śpieszyła, bo nie zwracała uwagi na mały stopień do, którego zmierzała. Nie mogłem pozwolić, żeby zaraz potknęła się i upadła. Nie wiedziałem jak ma na imię, a gdybym zawołał coś w stylu 'uważaj' pewnie nie zwróciła by na mnie uwagi. Przyśpieszyłem kroku aby ją zatrzymać lecz nieznajoma była już przy schodku. Nagle błyskawicznie znalazłem się w tym miejscu, a dziewczyna nie widząc ani mnie, ani stopnia potknęła się, upadając prosto w me ramiona. Spojrzała mi głęboko w oczy co ja odwzajemniłem. Miała śliczne oczy. Brązowe. Pewnie osoba, która by nas obserwowała pomyślała by sobie, że zaraz pocałujemy się. Nasze usta były blisko siebie, a biorąc pod uwagę, że trzymała ona ręce na mojej klatce piersiowej, a ja obejmowałem ją w pasie, tym bardziej sprzyjało sytuacji. Krótka ale romantyczna chwila wydawała mi się wiecznością. Nagle zapytała, ciągle w moich objęciach;
- Dziękuję, jesteś moim bohaterem - zażartowała.
- Nic wielkiego, przecież po to jestem ratownikiem!
Piękną chwilę przerwał Wiktor. 
- Widzę, że już się poznaliście?!
W tej chwili zrozumiałem, że to jest Martyna! Osoba z którą od dziś będę się codziennie widzieć! 
- Piotr! Co ja Ci mówiłem?! Pokaż Martynie karetkę! - zdenerwował się Wiktor.
- Yyyyy, tak, już idziemy - odpowiedziałem, jąkając się.
- To ruchy Piotr! Za godzinę nasz dyżur!

*kilka minut później *

Kiedy pokazałem Martynie gdzie znajdują się poszczególne rzeczy, pomyślałem, że warto poznać ją bliżej.
- No więc - powiedziałem lekko zawstydzony - dlaczego akurat medycyna?  
- To trochę skomplikowane. Mój tata uważa moje wybory za zwykłe fanaberie, a ja chce mu pokazać, że umiem podejmować dobre decyzję - odpowiedziała obojętnie Martyna.
Kiedy to usłyszałem zrobiło mi się jej szkoda.
- Przykro mi z powodu...
Nie dokończyłem, ponieważ akurat w tej chwili przyszedł Wiktor.
- Zbierajcie się, mamy wezwanie - powiedział.
------------------------------------------------------------------------------------------
No i jest ten pierwszy wpis! Jak na razie może wydawać się dość nudny. 
Co o nim myślicie? Dziękuje za przeczytanie :) 
2 komentarze - motywacja do kolejnego posta!
***

Brakujący rozdział 2.
*Martyna*
Po rozmowie z Piotrkiem straciłam humor. Nie lubię rozmawiać o moim ojcu. Na szczęście nie mogłam długo myśleć o tej sprawie, gdyż byliśmy już na miejscu wezwania. Weszliśmy do mieszkania. Wiktor zaczął badać rannego. Podobno mężczyzna spadł z dachu. Nie wyglądało to na coś poważnego, ale nagle doszło do zatrzymania krążenia. Wiktor momentalnie zareagował, prosząc mnie o defibrylator. 
- Odsuńcie się! - krzyknął Wiktor.
Ja i Piotr staliśmy koło siebie. Po krótkiej chwili Wiktorowi udało się uratować pacjęta. Zeszłam na dół po nosze.

*godzinę później*

*Piotr* 
W pokoju służbowym spotkałem Adama i Martyną. Kiedy wyszła, Adam powiedział:
- Niezła jest ta nowa. Ciekawe czy ma chłopaka?
- Nawet jeśli nie, to nie masz szans!  - Powiedziałem żartobliwie.
- Na pewno mam większe od Ciebie! 
- Haha, śmieszny jesteś! Mogę się założyć, że najpóźniej za dwa tygodnie będziemy razem!
Oczywiście powiedziałem to na żarty, ale Adam wziął to na poważnie. Nie miałem już wyboru. Zgodziłem się. Kiedy miałem już iść do domu spotkałem Martynę. 
- Może pójdziemy na piwo? - zaproponowałem.
- A wiesz, czemu nie. - odpowiedziała promiennie.  
Po drodze starałem się lepiej ją poznać. Czas zleciał szybko. Weszliśmy do baru. 
- Ja stawiam - powiedziałem.
Zajęliśmy miejsca i rozmawialiśmy. Nagle Martyna zrobiła przerażoną minę.
- Co się stało? - spytałem. 
________________________________
Teraz to mi wstyd to wstawiać, ale no macie...