CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

niedziela, 23 listopada 2014

Jednorazówka " Zwykłe Kocham Cię, to za mało" .

*Martyna Kubicka*
Jestem Martyna, mam 25 lat. Skończyłam studia medycyny ratunkowej w Warszawie. Teraz pracuję tu w Leśnej Górze. Do dziś słyszę, że mam zrezygnować z tego zawodu. Rodzice nigdy nie podzielali moich poglądów. Teraz jest już za późno. Nie chcę przeżyć swojego życia pod czyjąś kontrolą. Zawszę potrafiłam postawić na swoim, dlatego znalazłam się tu. Nie żałuje. Udowodniłam, że mimo przeciwieństw losu, zawszę możemy spełnić swoje marzenia. Tak, to ja, Martyna Kubicka...
***

- I co Martynka, może jednak Ci pomogę? - Zaproponował Piotr.
- Nie musisz, poradzę sobie. - Odparłam. Jednak po nieudanej próbie wsadzenia torby z lekami na półkę, zrezygnowałam i uległam pomocy Piotra.
Żyję jak każda kobieta. Obowiązki domowe, praca. Jedynym minusem jest to, że nie mam czasu dla siebie. Ratownictwo to wspaniały zawód, który ma również wiele wyrzeczeń. Dziś Halloween. Co chwilę mamy wyjazdy do niewinnych zabaw Helloween'owych. Widok podduszonego dziecka, z podciętymi żyłami nie jest zbyt zabawny... Podałam Piotrkowi drugą, ostatnią już torbę. Chciałam przejść do pokoju obok, jednak w pewnym momencie poczułam na swoich biodrach ręce. Piotrek. Obróciłam się i go zobaczyłam.
- Nie boisz się?
- Niby czego?
- Nie wiem, duchów?
- Daj spokój. - Odpowiedziałam obojętnie. Lubię Piotrka. Ale nic poza tym. Wiem, że mnie "podrywa" . Jego pewność siebie nieraz jest za duża. Strasznie mnie denerwuje. Sama nie wiem, czy robi to specjalnie, czy może chce tylko pomóc.
- Wiesz, że nawet kiedyś jednego spotkałem?
- Jasne. Nie wierze w takie rzeczy. - Odciągnęłam dłonie Piotra. Chwilę później do pokoju wszedł Wiktor.
- Dzieciaki zbierajcie się. Mamy chorego ducha. - Zarzucił oburzony. Wychodząc, chwyciłam wiszącą na wieszaku kurtkę. W karetce nie odbyło się bez przechwalania Piotra.
- "21 S" możesz podać dokładny adres? - Wiktor chwycił radio.
- Chłopak podał tylko ulicę. - Powiedziała Ruda.
- Nic więcej nie wiecie?
- Dodał jeszcze, że na pewno znajdziecie i się rozłączył.
- Dobra, dzięki.
- Wiktor jeszcze jedno. Uważajcie. Dzielnica nie jest bezpieczna.
- Zrozumiałem, będziemy w kontakcie.
Było już po 22. Mgła utrudniała widoczność.
- Piotrek zwolnij. - Powiedział Wiktor.
- Doktorze, czy ja się kiedyś zgubiłem? - powiedział stanowczo chłopak.
- Nie, ale jedź ostrożniej.
- A Ty Martynka! - Krzyknął zza kierownicy. - Ufasz mi?
- Pewnie... że nie.
Wszyscy się zaśmialiśmy. Humor zawszę nam dopisywał. Jednak w pewnym momencie przestało być śmiesznie. Zgubiliśmy się. Piotrek zabłądził. Znów jego pewność siebie go zgubiła. Byliśmy w środku jakiegoś lasu. Mgła, cisza. Atmosfera na dworze była ponura, nie było nic widać. Nagle z ciemności wyłoniły się trzy postacie. Zatrzymaliśmy się.
- Przepraszam, którędy można wyjechać z tego lasu? - Zapytał Piotr. Osoby były przebrane. Na twarzy miały maski, a jedna z nich trzymała świecę. Cisza. Spojrzeli jedynie do środka i nic nie odpowiedzieli.
- Dziękuje. - Powiedział chłopak i odjechaliśmy.
- Doktorze co teraz?
- Zgubiłeś nas, to teraz myśl. - Odparł zły Wiktor. - "21 S" do centrali.
Po chwili usłyszeliśmy głos Rudej.
- Zgubiliśmy się, jesteśmy w jakimś lesie. Nie masz innego zespołu, bliżej?
- Sprawdzę... Nie, tylko wy jesteście wolni.
Ruda pokierowała Piotra do najbliższej drogi. Kiedy zostały nam ostatnie metry, na drodze stały dwa auta. Uniemożliwiały przejazd karetki. Zatrzymaliśmy się. W pobliżu nikogo nie było. Nagle drzwi do kabiny otworzyły się. Do środka weszli dwaj mężczyźni. Siłą wyciągnęli mnie z karetki. Jeden z nich trzymał rękę na mojej szyi.
- Zostaw ją! - Krzyknął Piotr. Chciał rzucić się na tajemniczego mężczyznę. Jednak on wyciągnął pistolet z kieszeni i przyłożył mi do policzka. Zamarłam w bezruchu. Spoglądałam jedynie na Piotrka. Z karetki wybiegł Wiktor. Próbował zachować zimną krew.
- Spokojnie, opanuj emocje. - Powiedział do mężczyzny. Na jego słowa drugi z nich, bronią celował właśnie w nich. Wiktor z Piotrem podnieśli ręce. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Czego chcecie? Nie mamy żadnych drogich sprzętów.
Zażądali narkotyków. Z radia Wiktora słychać było Rudą. Pytała co się stało. Dlaczego nie odpowiadamy.
- Dopóki ich nie dostaniemy nie wypuścimy was - Powiedział jeden z nich.
- Nie mamy takich rzeczy w karetce. - Wtrącił Piotr.
- Kłamiesz! - Drugi wybuchł złością. Załadował pistolet i skierował na chłopaka. Wiktor próbował zastraszyć przestępców.
- Słuchaj idioto. Wzięliście sobie niewinną dziewczynę za zakładnika. Jeśli nie odpowiemy dyspozytorce zorientują się, że coś jest nie tak. Zaczną nas szukać. Wyślą drugą karetkę. Was zgarnie policja i będzie po zabawie.
- Dajcie nam czego chcemy i każdy pójdzie w swoją stronę.
- Najpierw wypuść dziewczynę.
Mężczyzna po chwili wypuścił mnie. Upadłam na ziemie, miałam trudności z oddychaniem. Skierował broń na Wiktora. Kłócili się przez chwilę. Nagle Piotr rzucił się na mężczyznę. Usłyszałam strzał, za nim drugi. Upadł na ziemie.
- Piotrek! - Krzyknęłam ostatkiem sił. Kiedy Wiktor próbował pomóc Piotrowi, padł kolejny strzał. Wiktor osunął się na ziemię.  Po woli wstałam i podbiegłam do nich. Zaczęłam płakać. Piotrek nie oddychał. Kątem oka widziałam dwoje mężczyzn w karetce. Szukali tego czego chcieli... Musiałam jakoś pomóc Piotrkowi. Wiktor. Oddychał, stracił przytomność. Poszukałam radia.
- "21 S" przyślijcie dwie karetki, zostaliśmy napadnięci. - Wyszeptałam.
- Martyna? Martyna co się stało?!- Usłyszałam przerażony głos Rudej. Nagle jakby zabrakło mi powietrza.  Zaczęła się walka z czasem.
***

Kolejny dzień, kolejny spędzony w szpitalu. Od napadu minęły już trzy dni, jednak ja ciągle nie mogę o tym zapomnieć. Policja przychodzi bez przerwy. Wypytuje się o wszystkie szczegóły. Nie chce o tym rozmawiać. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Doznałam lekkiego podduszenia. Nic mi nie jest. Wiktor też czuję się już dobrze. Za kilka dni może wrócić do domu. A Piotrek? No właśnie. Z nim nie jest najlepiej. Jest w śpiączce. Jego stan zdrowia jest krytyczny. Lekarze nie dają mu zbyt dużych szans. Ja jednak wierzę, że za chwilę się wybudzi. Że znów uśmiechnie się do mnie na powitanie. Powtarzam to sobie codziennie... Dziś pozwolono mi wejść do niego na minutę. Od wypadku go nie widziałam. Trochę się boję. Muszę być silna. Dla niego... Słaba weszłam do sali Piotrka. Podeszłam do jego łóżka. Nie oddychał samodzielnie. Całe jego życie było w maszynach. Złapałam go za rękę. Poczułam jego dotyk. Na biodrach. Kiedy łapał mnie w pasie, czułam się bezpieczna. A teraz? Teraz tylko ja mogę go dotknąć. To smutne. Uśmiechałam się patrząc na niego. W głowie miałam tysiące myśli. Tak bardzo chciałam zobaczyć go już wesołego. Niestety było to niemożliwe. Moje odwiedziny się skończyły. Kilka wspaniałych minut.
- Do zobaczenia. - Pocałowałam Piotrka w czoło. Skierowałam się w stronę mojej sali. Na korytarzu zaczepił mnie lekarz. Powiedział, że mogę już wracać do domu. Ucieszyłam się. Nie chciałam już dłużej tu siedzieć. Widok chorych ludzi mi nie pomaga... Wróciłam do domu. Na stole była jeszcze moja niedopita herbata. Nie miałam siły posprzątać. Usiadłam na kanapie, kiedy zadzwonił telefon. Była to moja mama. Pytała jak się czuję. Wiedziała o wypadku, powiedział jej lekarz. Jednak nie chciałam, żeby przyjeżdżała. Nie chciałam z nią rozmawiać. Odebrałam i powiedziałam jedynie, żeby nie dzwoniła. Myślałam tylko o Piotrku. Nie wiem czemu, ale właśnie wszystkie moje myśli kierowały się ku niemu.

*Następny dzień*
Obudziłam się o 11. Chciałam jak najszybciej być w szpitalu. Przy Piotrku. Nie wiem ile czasu jeszcze zostało. Rok, dwa? A może jeden dzień? Nie chciałam myśleć właśnie o tym, jednak te myśli mnie prześladowały. Ubrałam się, uczesałam włosy i za chwilę wyszłam. W szpitalu był dzisiaj duży ruch. Co chwilę przyjeżdżały kolejne karetki. W prawdzie mogłam już wrócić do pracy. Nie chciałam. Nie przez napad. Sama nie wiem dlaczego... Weszłam do sali Piotrka. Ponoć jest z nim troszkę lepiej. Ucieszyła mnie ta informacja. Usiadłam na krześle obok. Położyłam dłoń na jego ramieniu. Przyglądałam mu się przez chwilę.
- Może i nie wierze w duchy... Ale zrozumiałam jak bardzo brakuje mi Twojego uśmiechu. - Powiedziałam na głos. Po policzkach spłynęły mi łzy. Chciałam zostać jak najdłużej. Najlepiej do jego wybudzenia. Nie mogłam. Stanęłam przy drzwiach. Za szybą widziałam wszystko, nic poza tym. Poczułam rękę na swoim ramieniu. Obróciłam się i zobaczyłam Wiktora. Nic nie mówiliśmy. Przytuliłam się do niego.
- Niech pan powie, że będzie wszystko dobrze.
Wiktor nic nie odpowiedział. Przytulił mnie mocniej. Po jego policzku również spłynęła łza.
- Musisz być silna. - Dodał później.
Postanowiłam wrócić do domu. Przecież nie będę bezczynnie siedzieć pod salą w szpitalu. Przechodziłam koło parku. Zadzwonił telefon. Był ze szpitala...
(3 godziny później) Rzuciłam torebkę na podłogę. Usiadłam na kanapie. Trzymałam się do powrotu do domu. Teraz już nie potrafię. Zaczęłam płakać. Nie chce nikogo widzieć!
***

*Miesiąc później*
Położyłam już chyba 20 różę na grobie mojego ukochanego Piotra. Umarł, umarł tak niespodziewanie. Mówili, że mu się poprawia, że jest lepiej. Pamiętam jego ostatni dotyk. Szkoda, że dopiero teraz zrozumiałam, że go kocham. Moje znicze nadal się paliły. Wszyscy tu przychodzili, jednak ja byłam tu najczęściej. Będę pamiętać go jako zawszę uśmiechniętego przyjaciele. Bo przecież nikim więcej nie byliśmy... Nie pracuję już jako ratownik. Nie mogę. Tak niewiele potrzeba, by zrezygnować z czegoś co się kochało. Cóż, moje życie toczy się dalej, ale nigdy nie będzie już takie samo. Pod każdym względem.
Spojrzałam na wspólne zdjęcie, które trzymam w swoim portfelu. W oku zakręciła mi się łza.
- Wróć do mnie. - Powiedziałam.
___________________________________________________________________________
Dziękuje, dziękuje za tak dużą liczbę odwiedzin. Męczyłam się nad tym z dobre 4 godziny. Co chwilę coś poprawiałam. Ale chyba było warto? Może nie jest to taki zwykły kryminał, ale pod jakimś względem jest. Jest smutny, ale tak miało być. Wiem, że wielu z Was nie spodoba się ta historia, bo prosiła o inny kryminał, Z policją, itp. Ale jest jedno zdanie właśnie z nią :P Ale wierzę, że choć troszkę was w to wciągnęłam. Zainspirowałam się kolejnym odcinkiem "Na sygnale" oraz pewną książką.
Sama nie potrafiłam uśmiercić Piotrka... Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo bardzo się namęczyłam, żeby to napisać.
Kolejny rozdział się pisze, a na razie macie co czytać :)
Do następnego! Pozdrawiam.
Natalia :)

sobota, 15 listopada 2014

Niespodzianka ^^

Kochani postanowiłam zająć się waszą prośbą o napisanie kryminału ;) Muszę przyznać, że dajecie mi ciężkie zadanie. Napisanie kryminału wymaga dużej wyobraźni, nie wiem czy taką posiadam?
W prawdzie nie uda mi się zmieścić go do opowiadania, ale wpadłam na inny pomysł!
Napiszę dla was taką jednorazówkę, osobną historię. Co wy na to?
Mi ten pomysł się bardzo spodobał, mam już nawet wstęp :) Na pewno nie zabraknie dawki emocji. Mogę powiedzieć, że będzie to smutny kryminał, zainspirowany odcinkiem 38. Ale w końcu kryminał to kryminał, prawda?
W takim razie, do następnego! :D
Natalia

Rozdział 24. Tajemniczy sen.

*Martyna* 

"Była wczesna wiosna. Wybrałam się na spacer do parku. 
Na jednaj z alejek spotkałam Adama z Basią.
Byli szczęśliwi, trzymali się za ręce, jednak na mój widok przestali się uśmiechać.
Ja również byłam smutna. Miałam ochotę płakać.
Nikt nic nie mówił.
Patrzyliśmy na siebie chcąc coś powiedzieć, jednak żadne z nas nie znało odpowiednich słów, aby wyrazić co czuje.
Staliśmy tak przez parę chwil, po czym Adam podszedł i położył swoją rękę na moim ramieniu. 
- Wszystko będzie dobrze. - powiedział próbując mnie pocieszyć. 
Jego słowa doprowadziły mnie do płaczu. 
Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że poroniłam." - Właśnie wtedy się obudziłam. Przecież to tylko sen, pomyślałam. Chciałam pójść spać dalej, jednak nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o tajemniczym śnie...
Kiedy obudziłam się rano, nie czułam się najlepiej. Poszukałam wzrokiem Piotrka po pokoju. Stał koło drzwi. Wstałam z łóżka i podeszłam do niego.
- Dzień dobry królewno. - powiedziała z uśmiechem.
Ja jednak nic nie odpowiedziałam. Przytuliłam się do niego mocno i zaczęłam płakać.
- Martynka, co się stało. - zapytał gładząc ręką moje włosy.
- Śniło mi się, że... - nie chciałam o tym mówić. - Straciliśmy dziecko.
Przez moment panowała cisza.
- To tylko sen. - powiedział całując mnie w czoło. - Masz gorączkę. Idź się połóż, przyniosę Ci herbatę.
Posłuchałam Piotrka i wróciłam do łóżka. Chwilę później mogłam już wypić ciepłą herbatę. 
Zmierzyłam sobie temperaturę.
- Mówiłem, żeby pojechać do lekarza. - postawił na swoim Piotrek.
Faktycznie byłam chora.
- Niech Ci będzie. - powiedziałam.
Po śniadaniu pojechaliśmy do Leśnej Góry. Miałam anginę, co było dość dziwne, bo gardło nie bolało mnie ani odrobinę. Dostałam parę tabletek i zwolnienie na kilka dni. Po 2 godzinach wróciliśmy do domu moich rodziców.
- I co Martynka? - zapytała zatroskana mama.
- Nic takiego, to tylko angina. - odparłam.
- W Twoim stanie to niebezpieczne.
- Jak to w moim stanie? - zaciekawiłam się.
Zaczęłam myśleć, że moja mama podejrzewa u mnie ciąże.
- N, no jesteś chora, więc... - zaczęła się wykręcać.
Uśmiechnęłam się jakbym chciała dać jej znak, że nie wychodzi jej to najlepiej.
Weszłam do kuchni, aby wziąć przepisane tabletki. Spotkałam tam ojca.
- Cześć tato. - powiedziałam.
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Przy obiedzie również panowała cisza. Słychać było tylko dźwięk obijających się co chwilę sztućców. Dopiero kiedy mamie przypomniała się obiecana rozmowa zaczęliśmy rozmowę.
- Martyna, miałaś powiedzieć nam o Piotrku. - powiedziała popijając sokiem pomarańczowym.
Piotrek zarumienił się.
- Właściwie to nie tylko o nim. - uśmiechnęłam się. - Piotrek i ja...
Kątem oka widziałam srogie spojrzenie ojca. Wiedziałam już, że to nie wróży nic dobrego.
- Piotrek i ja jesteśmy zaręczeni.
- Co? - krzyknął tata.
- Tak jak słyszałeś. - odpowiedziałam pewna siebie.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś już z Marcinem?
- Uspokój się. - szturchnęła go mama.- Gratuluje wam obojga.- uśmiechnęła się.
- I jeszcze może powiesz, że jesteś z nim w ciąży. - powiedział oburzony tata.
- Tak. - moje kąciki ust lekko się podniosły.
- Czy to kompletnie oszalałaś? - gwałtownie wstał od stołu.
- Nie, nie oszalałam! - również wstałam. Po prostu nie możesz znieść myśli, że jestem szczęśliwa!
- Jak ty sobie to dalej wyobrażasz? Masz dopiero 25 lat! Zepsułaś sobie całe życie!
- Niech pan jej tak nie traktuje! - wtrącił się Piotrek.
- Piotrek daj spokój. - powiedziałam kładąc rękę na jego ramieniu. - Za co mnie tak nienawidzisz?
- Martyna. - spojrzała na mnie mama.
- Co Martyna? - po policzkach spłynęły mi łzy, złapałam się za brzuch. - Przez całe życie miał do mnie pretensje. Nigdy nic mu nie pasowało...
Nie mogłam dokończyć. Poczułam silny ból brzucha. Był nie do wytrzymania. Sunęłam się na podłogę.
- Jest pan z siebie zadowolony? - krzyknął Piotrek. - Martyna uspokój się. - zwrócił się do mnie.
Wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę. Do moich oczu napłynęło jeszcze więcej łez. Z każdą kolejną sekundą, ból nasilał się. Nie byłam w stanie dłużej wytrzymać. Widziałam wszystko za mgłą, a dźwięk stawał się coraz cichszy.

*Piotrek*

Widziałem odpływające oczy Martyny. Zemdlała. Wziąłem ją na ręce i pobiegłem do samochodu.
Wymijałem wszystkie samochody, aby tylko dotrzeć jak najszybciej do szpitala. Bałem się, że Martyna może poronić. Jednak starałem się nie dopuszczać takiej myśli. Na szpitalnym korytarzu zobaczyłem Wiktora z Adamem.
- Piotrek, co ty tu robisz? - zdziwili się na widok Martyny w moich rękach. - Co się stało?
Nie odpowiedziałem. Nie miałem czasu na wyjaśnianie. W końcu doszłem do izby przyjęć. Otworzyłem drzwi. Oprócz Marty i kilku pielęgniarek nikogo więcej nie było.
- Piotr, co się stało. - zapytała Marta.
- Martyna jest w ciąży. - mówiłem kładąc ją na łóżku. - Rozbolał ją brzuch i straciła przytomność.
- Dobra, to pierwszy raz? - zaczęła ją badać.
- Nie już od dłuższego czasu, kiedy się zdenerwuje...
- Zabieramy ją na patologię ciąży. - przerwała mi Marta.
Musiałem wyjść. Kiedy dojechaliśmy na oddział Martynę zabrano na badania. Nie mogłem wejść do środka. Usiadłem na krześle, oparłem głowę na rękach, powtarzając sobie w głowie "Będzie dobrze" ...
_____________________________________________________________________
Martyna chora, podobnie jak ja ;c
Rozdział nie należy do długich, wiem.
Ale to dlatego, że gdybym pisała o wszystkim w jednym to nie byłoby napięcia ;)
Mam jednak nadzieję, że was to zadowoli?
Wyraźcie swoją opinie w komentarzu.
Do następnego! :D
Natalia

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 23. Wspomnienia.

NASTĘPNEGO DNIA.

*Martyna*
- Zostanie tu jak długo będzie chciała, czy Ci się to podoba czy nie! - usłyszałam głośny trzask drzwiami. Nie obudziłam się przez rozmowę rodziców. Spadające krople deszczu odpijały się od szyby, niby nie głośno, a jednak nie mogłam dłużej spać. Kiedy chciałam wstać z łóżka, zakręciło mi się w głowie. Nie czułam się najlepiej. Było mi zimno, bolała mnie głowa. Posiedziałam kilka minut, po czym wstałam, zarzuciłam na siebie sweter i zeszłam do pokoju na dół. W kuchni siedziała moja mama. Była smutna.
- Cześć mamo. - powiedziałam z uśmiechem.
- Martyna. - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem.
- Co się dzieję? Pokłóciłaś się z tatą? - zapytałam, mimo wszystko znając odpowiedź. - Znów przeze mnie.
- Martyna. To nie tak. - udawała. - Jak Ci się spało?
- Dobrze. - powiedziałam i poszłam zrobić śniadanie.
Usiadłam przy stole w jadalni. Był to niewielki pokój, w którym nie było nic nadzwyczajnego. A jednak uwielbiałam tam przebywać. Na jednej ze ścian znajdowało się duże okno, a pod nim, na podłodze stało kilka kwiatów w doniczkach. Wisiało też kilka obrazów, głównie jakiś krajobrazów... Widok z okna był niesamowity! Dom moich rodziców znajdował się na wzgórzu, dlatego niemal z każdego okna widać było miasto z góry. Tu jednak najbardziej mi się podobało. Kiedy byłam mała przesiadywałam tu całymi dniami! Zawszę trudno było wyciągnąć mnie z tego pokoju. Dom był bardzo duży. Zawszę wydawało mi się, że jest za duży dla trzech osób. Wiele pokoi było nie używanych. Kiedy się wyprowadziłam moi rodzice zostali w nim sami. Właściwie można powiedzieć, że mieszkała w nim moja mama, bo jeszcze do niedawna tata pracował do późnych godzin, więc bywał gościem we własnym domu.
- Nad czym tak myślisz? - spytała zaciekawiona.
- Nad niczym. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A powiedź mi, kim jest ten chłopak, z którym wczoraj przyjechałaś.
Uśmiechnęłam się.
- To Piotrek. Mój chłopak, a właściwie... - nie dokończyłam.
- To już nie jesteś z Marcinem? - zdziwiła się moja mama.
- Nie, nie jestem. - posmutniałam.
Mama nie wiedziała jeszcze o niczym. O tym co mi zrobił, że jest w więzieniu. O tym, że ja i Piotrek jesteśmy zaręczeni i o tym, że jestem w ciąży. Zdałam sobie również sprawę, że będzie to powód do kolejnej kłótni z ojcem. Bardzo lubił Marcina. Planował już przyszłość właśnie z nim. Obaj zgadzali się w kwestii, że najpierw trzeba zając się karierą, a dopiero później myśleć nad dziećmi. Za to mama, ona zawszę chciała dla mnie jak najlepiej. Wiedziała, że Marcin jest nie dla mnie. Dopiero później też zdałam sobie nad tym sprawę. Zawszę mówiła, że zrobię tak jak będę chciała. Wiedziałam, że również pragnęła, żebym miała dobrą przyszłość, że jej marzenia były także związane z marzeniami ojca. Dzięki niej mam teraz to wszystko. Gdyby nie ona nie poznałabym Piotrka. Chociaż często nie zgadzałyśmy się pod wieloma względami, za to właśnie jestem jej najbardziej wdzięczna.
- No to opowiadaj kim jest Piotrek, jak się poznaliście. - ucieszyła się.
- Może opowiemy Ci razem. - zaśmiałam się.
- No dobrze, w takim razie będę czekać do wieczora. - zażartowała.
- Dzisiaj wieczorem przyjedzie, więc będzie idealna okazja!
- Ale trafiłam. - mama również się zaśmiała.
Panowała teraz cisza. Mama przyglądała mi się przez jakiś czas, po czym, powiedziała.
- Kiedy Ty tak urosłaś? - wzruszyła się.
- Mamo, tylko nie płacz. - wstałam i podeszłam do jej krzesła aby ją przytulić.
- Pamiętam jeszcze jak siedziałaś tu przy oknie i niemalże gapiłaś się tam w dół, na Warszawę.
- Kiedy dzisiaj tu przyszłam też mi się to przypomniało. Pamiętam dobrze jak mówiłaś, żebym usiadła na kocu, bo się przeziębię, a ja nigdy nie słuchałam.
- Jeszcze do dzisiaj jesteś taka niegrzeczna. - żartowała.
- Ciekawe po kim to mam!
Reszta dnia mijała spokojnie. Razem z mamą wybrałyśmy się na spacer do sklepu. Po drodze spotkaliśmy wiele znanych mi osób. Większość znała mnie z dzieciństwa. choć zdarzyło się kilka osób, które kojarzyły mnie jako ratownika. Miło jest kiedy ludzie na Twój widok uśmiechają się... W czasie drogi powrotnej poczułam się źle. Rozbolał mnie brzuch i głowa. Chciało mi się wymiotować.
- Wszystko w porządku? -zapytała mama.
- Tak, tylko trochę mi niedobrze.
Do domu wróciliśmy po dobrej godzinie. Nie byłam w stanie nic zrobić. Położyłam się na kanapie w salonie. Myślałam, że ból głowy przejdzie sam. Niestety ból stawał się coraz silniejszy i zmuszona byłam wziąć tabletkę przeciwbólową. Chwilę później przyjechał Piotrek.
- Martyna jest w salonie, źle się czuję. - słyszałam rozmowę mamy z Piotrkiem.
Podszedł do kanapy, usiał na brzegu i położył swoją rękę na moim brzuchu.
- Co się dzieję? - mówił bardzo cicho.
- Nic takiego, chyba się przeziębiłam.
Piotrek dotknął moją głowę.
- Masz gorączkę. - powiedział wyjmując telefon z kieszeni.
- Gdzie dzwonisz? - zapytałam.
- Do Wiktora.
- Nie ma takiej potrzeby, do jutra mi przejdzie. - powiedziałam trzymając go za rękę.
- A jeśli nie? Nie będziemy czekać.
- A jeśli nie, to jutro pojedziemy. Czuję się już lepiej.
Udało mi się przekonać Piotrka. Poszliśmy do góry i położyliśmy się na łóżku. Oparłam głowę o ramię Piotrka. Po kilku minutach moja mama przyniosła nam herbatę.
- Dziękuje. - powiedziałam.
Mama spojrzała na Piotrka i uśmiechnęła się.
- Masz jutro wolne? - spytałam chłopaka.
- Tak.
- Może zostaniesz na noc? - zaproponowałam.
- Jeśli mogę.
- Pewnie, że możesz.
Wtuliłam się w ramię Piotrka, a on nakrył mnie kocem. Po chwili zasnęłam.
____________________________________________________________
Jak widzicie opowiadanie pojawiło się w poniedziałek.
Przepraszam was, że nie w weekend,
ale zepsuł mi się internet i nie miałam jak dodać w sobotę lub niedzielę.
Bardzo was proszę, żebyście nie denerwowali się tak jeśli jakieś opowiadanie pojawi się trochę później na blogu. Przecież może zdarzyć się coś, co uniemożliwi mi dostęp na bloga, na co nie mam już niestety wpływu. Rozumiem, że się niecierpliwicie, ale życie może potoczyć się inaczej niż sobie to zaplanowaliśmy :)
Więc mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, jak i to, że jestem dość zajętą osobą i nieraz nie mogę wejść na bloga, choć bym bardzo chciała.
Teraz może coś do opowiadania :P
Jak widzicie, wizyta Martyny u rodziców będzie dla niej czasem na wiele wspomnień.
A jak myślicie zachowa się jej ojciec kiedy dowie się całej prawdy o Marcinie, Piotrku i ciąży Martyny? :D
Czekam na wasze komentarze!
Dziękuje za przeczytanie! <3

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 22. Rozczarowanie.

NASTĘPNEGO DNIA.

*Martyna*
Nastawiłam budzik na 5:30 rano. Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki się ubrać. Z szafy wyciągnęłam koszulkę i spodnie, które leżały na wierzchu. Uczesałam włosy w "kitkę" i lekko się pomalowałam. Spojrzałam na swój brzuch. Był już lekko zaokrąglony. Pomyślałam, że niedługo będę musiała kupić ubrania ciążowe.
Podeszłam do okna w kuchni. Było jeszcze ciemno. Sama myśl o chłodnym dniu przyprawiała mnie o dreszcze... Próbowałam obudziłam Piotrka. Nie należy to do łatwych rzeczy, bo jest strasznym śpiochem. Po 5 minutach w końcu mi się to udało. Byłam już prawie gotowa więc postanowiłam poczekać na niego przed domem. Ubrałam buty i wyszłam. Stałam na chodniku, koło samochodu. Wszędzie było pusto i cicho. Na kałużach widać było spadające krople deszczu.
- Co tak sama stoisz? - zapytał całując mnie w czoło Piotrek.
- Czekam na Ciebie. - uśmiechnęłam się.
- Jedziemy?
- Jedziemy. - powiedziałam mniej chętnie.
W czasie jazdy patrzyłam na spływające krople deszczu na szybie. Spoglądając na ulicę widziałam "szare" drzewa. Początek jesieni, pomyślałam. Niedługo wrzesień, już coraz więcej będzie chłodnych dni. Nie przepadam za deszczowymi dniami w pracy. Jest wtedy ponuro i smutno.
W stacji spotkaliśmy Wiktora.
- Cześć doktorze. - powiedział Piotrek.
- Dzień dobry Piotr. - odpowiedział. - Spóźnieni 5 minut.
- Przepraszamy. - powiedziałam i poszliśmy się przebrać.
Chwilę później mieliśmy pierwsze wezwanie.
- Martyna sprzęt! - usłyszałam z ust Wiktora.
Wyszłam z karetki i zobaczyłam kawiarenkę. Kawiarenkę w którą wjechał samochód. W środku było pełno ludzi. Wszyscy krzyczeli "Podejdźcie tu!" na nasz widok. Najpierw zajęliśmy się gorszymi przypadkami. Wiktor podszedł do chłopaka z zatrzymaną akcją serca.
- Martyna wezwij drugą karetkę. - rozkazał Wiktor.
- Tak jest. - odpowiedziałam i pobiegłam do radia. - Doktorze nie mają drugiej karetki. - po chwili powiedziałam.
- Jak to nie mają? - zdenerwował się Wiktor.
- Wszystkie zajęte i nie wiedzą kiedy jakaś się zwolni.
- Dobra Martyna, idź zobacz co u innych, my z Piotrem sobie poradzimy. - powiedział po chwili namysłu.
Sytuacja była bardzo napięta. Wszyscy wołali o pomoc. Nie wiedziałam do kogo mam podejść. Spanikowałam. Podeszłam do starszej pani, która wyglądała źle.
- Wie pani jaki dzisiaj dzień? - zapytałam za względu na widoczny uraz głowy..
- 26 sierpnia. - odpowiedziała staruszka. - Gdyby nie ten wariat nic by się nie stało! - zaczęła krzyczeć.
- Proszę pani, niech się pani uspokoi. - powiedziałam opatrując jej głowę.
- Ale jak mam się nie denerwować, skoro człowiek spokojnie sobie siedzi, aż tu nagle wjeżdża w Ciebie auto!
- Rozumiem, że jest pani zdenerwowana, ale to na prawdę jest teraz mało ważne. - powiedziałam stanowczo.
Kiedy obejrzałam się za siebie zobaczyłam kobietę w ciąży.
- Niech pani tu potrzyma. - wskazałam bandaż na głowie starszej pani i podbiegłam do poszkodowanej. Jej tętno było prawie niewyczuwalne, nie oddychała.
- Doktorze tutaj! - zawołałam.
- Martyna teraz nie mogę! Musisz poradzić sobie sama! - krzyknął Wiktor.
Teraz nie tylko życie kobiety, ale i dziecka zależało ode mnie. Musiałam działać szybko...

2 GODZINY PÓŹNIEJ. SZPITAL.
- Doktorze! - zawołałam Wiktora z drugiego końca korytarza. - Chciałam dowiedzieć się czegoś na temat zdrowia tej kobiety w ciąży?
- Dobrze się spisałaś Martyna. - pogratulował mi Wiktor. - Gdyby nie ty dziecko by nie przeżyło.
- Czyli, że wszytko w porządku? - chciałam się upewnić.
- Tak Martyna, wyjdą z tego. - uśmiechnął się.
Ucieszyłam się. Uratować jedno życie to ogromna radość, co dopiero dwa. Korytarzem przechodził Piotrek.
- Spisałaś się na medal. - powiedział z uśmiechem, po czym pocałował mnie w policzek.
- Piotrek, ja? Ja czuje się niesamowicie! - tętniłam radością.
- Dobra, dobra Martyna. - zaśmiał się. -Wiem jak to jest, ale opanuj się trochę. - powiedział i poszedł dalej.
Stałam chwilę uśmiechając się sama do siebie...
W ciągu tego dnia mieliśmy jeszcze kilka wyjazdów. Dzień leciał mi bardzo wolno. Pewnie przez pogodę, pomyślałam. Padało cały czas, bez przerwy. Wydawać się mogło, że już nigdy nie przestanie. Na dodatek zaczęło mocno wiać, dlatego na każdym wyjeździe było mi strasznie zimno, co skutkowało przeziębieniem.

PO DYŻURZE, DOM RODZICÓW MARTYNY.
Po godzinnej podróży wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Widok rodzinnego domu wywoływał w mojej głowie wiele wspomnień. Dobrych, jak i złych. Myślałam o dzisiejszym spotkaniu. O tym jak powita mnie mój ojciec. Nie mamy ze sobą dobrego kontaktu, zresztą nigdy nie mieliśmy. Zawszę kłóciliśmy się o drobne rzeczy. Kiedy zdecydowałam się pójść na ratownika było jeszcze gorzej. Ciągle wypominał mi jaka jestem nieodpowiedzialna, że to zawód nie dla mnie. Chociaż raz w życiu chciałam postawić na swoim.
- Martynka! - usłyszałam z okna.
Była to moja mama. Kiedy spojrzałam na nią przypomniało mi się dzieciństwo, kiedy bawiłam się w ogródku i zawszę wołała mnie do domu, właśnie przez to okno. Łza zakręciła mi się w oku.
Niestety moje uradowanie nie potrwało zbyt długo. Kiedy weszłam do domu spotkałam ojca.
- A co Ty tutaj robisz? - powiedział zdziwiony..
- Przecież chciałeś, żebym przyjechała. - powiedziałam ze znikającym uśmiechem z mojej twarzy.
- Nie potrzebuję Twoich odwiedzin. - w jego głosie było słychać oburzenie.
- Mama powiedziała, że czekasz aż przyjadę? - posmutniałam.
- No to może ona, ale na pewno nie ja! - krzyknął. - Skoro przyjechałaś to możesz już wracać.
Zrobiło mi się strasznie smutno. Wzięłam Piotrka za rękę i wyszłam z mieszkania. Nic nie mówił, przyglądał mi się tylko z smutnym wyrazem twarzy.
- Martynka zaczekaj! - poczułam rękę na moim ramieniu, była to moja mama.
- Wymyśliłaś to wszystko, prawda? - zapytałam ze łzami w oczach.
Moja mama nic nie odpowiedziała. Spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczyma, jakby chciała dać mi coś do zrozumienia.
- Lepiej będzie jak pojadę. - uznałam.
- Proszę Cię, zostań. Przecież wiesz jaki jest ojciec, tak dawno Cię nie widziałam. Nie jechałaś tu, żeby teraz wrócić.
- Twoja mama ma rację. - wtrącił się Piotrek.
- Dobrze zostanę. - powiedziałam po chwili namysłu.
Przecież mam jej tak dużo do opowiedzenia.Poszłam do swojego starego pokoju się rozpakować. Słyszałam tylko jak moi rodzice kłócą się z mojego powodu.
- Nie przejmuj się. - Piotrek mnie pocałował. - Przyjadę jutro po dyżurze.
- Uważaj na siebie. - powiedziałam i namiętnie go pocałowałam.
Odprowadziłam Piotrka do drzwi i wróciłam do pokoju.
Było już późno. Poszłam wziąć szybki prysznic. Kiedy wyszłam, wszyscy w domu już spali. Również się położyłam. Niestety męczyły mnie silne bóle brzucha...
Po jakiś dwóch godzinach leżenia, bóle nasiliły się. Wzięłam telefon do ręki. Była już 2 w nocy. Nie zastanawiając się nad późną godziną i tym, że Piotrek już dawno śpi, zadzwoniłam do niego.
- Halo? - usłyszałam nieobecny głos Piotrka.
- Piotrek. - wyszeptałam z bólu.
W tym momencie słychać było już jego żywy głos.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
Z bólu nie mogłam nic powiedzieć.
- Martyna jesteś tam?
- Piotrek, mój brzuch. - powiedziałam z płaczem.
- Martyna uspokój się, nie możesz się denerwować. - doskonale wiedział już o co chodzi. - Pomyśl o naszym dziecku. Jakie będzie piękne. - starał się mnie uspokoić. - Już niedługo pojedziemy na zakupy, kupimy wszystkie potrzebne rzeczy. Nie myśl już o niczym, zamknij oczy i spróbuj zasnąć, wyobraź sobie, że leże tam obok Ciebie.
Piotrek mówił bardzo spokojnie i czuło, po kilku minutach słuchania jego głosu, udało mi się zasnąć.
_____________________________________________________________________________
:') Udało mi się skończyć. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo starałam się napisać jak najlepiej, żeby jakoś wynagrodzić wam tą długą nieobecność.
Mam nadzieję, że aktywność na blogu  nie spadnie, a wy dalej będziecie chętnie czytać moje opowiadania.
Jak podobał wam się ten rozdział?
Macie jakieś pomysły jak przebiegnie dalsza wizyta u rodziców Martyny?
Zapraszam was serdecznie do komentowania.
Każdy komentarz zachęca mnie do dalszego pisania.
Dziękuje za przeczytanie i pozdrawiam Was wszystkich! ;D