CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 17. Obojętność

*Martyna*
Był już wieczór. Położyłam się i myślałam o Piotrku. Czemu tak mnie oszukał? Czemu to zrobił? - zadawałam sobie mnóstwo różnych pytań. Przecież gdyby mnie kochał nie zrobiłby tego. Nie mogłam w uwierzyć. Czemu akurat teraz? Czemu mnie to wszystko spotyka. Zaczęłam płakać. Najgorsze jest to, że mimo co mi zrobił, tęsknie za nim. Tylko czemu, skoro jego miłość jest fałszywa? Nie rozumiałam uczucia, które mi towarzyszyło. Nagle poczułam ból brzucha.
- Jak mam się nie denerwować! - krzyknęłam.
Nie dawałam sobie z tym wszystkim rady. Ciąża, choroba taty i jeszcze Piotrek. Moje wszystkie uczucia były mieszane. Nie wiedziałam o czym mam myśleć.
Spojrzałam na telefon. Ponad 30 nie odebranych połączeń. Wszystkie od Piotrka. Nie chciałam z nim rozmawiać. Wysłałam mu sms'a i wyłączyłam telefon.
Byłam już zmęczona. Zasnęłam.

*Piotrek*
Próbowałem dodzwonić się do Martyny, ale nie odbierała. Nie wiedziałem co sie z nią dzieje. W pewnej chwili usłyszałem sygnał sms'a. Szybko odblokowałem telefon i przeczytałem wiadomość. Była od Martyny. Napisała w niej, że zatrzyma się u koleżanki na kilka dni. Nie bardzo rozumiałem treśc tej wiadomości. Po co miałaby nocować u koleżanki? Nagle przypominało mi się, że Martyna ostatnio mówiła o jakiejś koleżance, która przyleciała z Włoch do Polski. Zapamiętałem adres, gdyż na osiedlu mieszkał też Adam. Wziąłem kluczyki z szafki i pobiegłem do samochodu. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Wbiegłem po schodach i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi blondynka.
- Cześć, jest Martyna? - zapytałem z nadzieją.
- Tak jest - odpowiedziała obojętnie.
- Mogę wejść?
W tym momencie zobaczyłem Martyne ze łzami w oczach. Patrzyła na mnie ze smutkiem.
- Co się stało? - podeszłem do dziewczyny.
- Zostaw mnie! - krzyknęła.
Chciałem ją przytulić, ale się odsunęła.
- Co się stało? - powtórzyłem pytanie.
- I jeszcze masz odwagę pytać?! - płakała - słyszałam wszystko!
- Co słyszałaś? - powiedziałem.
- Twoją rozmowę z Adamem - uśmiechnęła się sztucznie - słyszałam wszystko.
Wtedy domyśliłem się o co chodzi.
- Martynka to nie było na poważnie! Kocham Cię.
Pokręciła jedynie głową.
- Wyjdź stąd - powiedziała stanowczo.
- Martyna.
- Wyjdź stąd! - krzyknęła.
Można powiedzieć, że mnie prawie "wyrzuciła".
Nie wiedziałem, że Martyna weźmie to na poważnie. Gdybym pomyślał wcześniej! Pojechałem do domu.

*Następnego dnia*
Nie spałem prawie całą noc. Ciągle myślałem o Martynie. W końcu wstałem i poszłem się ubrać. Zjadłem śniadanie i pojechałem do szpitala.
Była tam już Martyna, właśnie się przebrała.
- Martyna? - powiedziałem.
Nie zareagowała. Podeszłem do niej i złapałem za rękę. Obróciła się i spojrzała mi w oczy.
- Czemu tak się zachowujesz? - zapytałem - To Adam coś wymyślił, a ja nie chciałem się na to godzić. Proszę wybacz mi.
Nie odpowiedziała. Kiedy wychodziła zobaczyłem łzy spływające jej po policzku. W tej chwili wszedł Adam.
- Stary co jest z Martyną? - powiedział.
- Dowiedziała się o tym twoim zakładzie - powiedziałem z pretensjami.
- No to nie za fajnie.
- Człowieku! Ona przeniosła się do koleżanki! - krzyknąłem.
- To na co czekasz?! Zrób coś z tym! - również krzyknął.
- Łatwo powiedzieć.
Nagle wpadłem na pomysł. Po dyżurze chciałem pojechać do koleżanki Martyny i z nią porozmawiać.

*Kilka godzin później*
W czasie dyżuru próbowałem wiele razy przeprosić Martyne. Bez skutku. Poszłem do samochodu i pojechałem do Karoliny. Niechętnie mnie wpóściła.
Rozmawiałem z nią około pół godziny. Chyba ją przekonałem, że naprawdę ją kocham. Obiecała mi, że porozmawia z Martyną.
Kiedy miałem już wychodzić Karolina złapała mnie za rękę i powiedziała...
------------------------------------------------------------------------------------------
Co powiedziała? :) Mam nadzieję, że wam się spodoba, mimo, że wyszedł... no... krótki ;)
Dziękuje za przeczytanie!

Rozdział 16. Kłamstwo

*Następnego dnia, szpital*
*Martyna*
Kiedy weszłam do pokoju ratowników spotkałam Adama. Przypomniały mi się jego podejrzenia o ciąży. Powiedziałam złwykłe "cześć" i poszłam się przebrać. Wyszłam i od razu zaczął wypytywać mnie jak się czuję.
Oczywiście skłamałam, że dobrze. Nie miałam ochoty słuchać jego podejrzeń. Niestety nie obyło się bez nich.
- Wydaje mi się czy przytyłaś? - powiedział.
Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam o co mu tak na prawdę chodzi.
- Mam to traktować jako komplement? - zapytałam niepewnie.
- Martyna - Adam do mnie podszedł - Ty jesteś w ciąży! To widać.
- Od kiedy jesteś moim lekarzem?! - krzyknęłam.
W tej chwili wszedł Piotrek. Udawałam, że niebyło rozmowy. To co powiedział mi Adam wydawało mi się po części prawdą. Przytyłam to prawda, ale to z powodu, że przez dwa tygodnie siedziałam w domu. Byłam trochę zła na Adama o jego oskarżenia. Wiedziałam, że to nieprawda, więc już o tym nie myślałam. Dostaliśmy wezwanie.
Kiedy już wróciliśmy chciałam posprzątać karetkę. Znów poczułam ból brzucha, na szczęście nie tak mocny jak ostatnio. Usiadłam. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Skończyłam sprzątać i udałam się do bazy. Był tylko Wiktor. Korzystając z okazji poprosiłam go zwolnienie od godziny 17... Usiadłam na fotelu i włączyłam telewizor. Nieświadomie zaczęłam myśleć o moim ojcu. Nie otrzymałam jeszcze żadnego telefonu co z jego zdrowiem. Zastanawiałam się czy operacja przebiegła bez komplikacji. Poszukałam telefon w kieszeni od spodni i wybrałam numer do mamy. Nie odebrała. Zadzwoniłam jeszcze raz, niestety bez skutecznie. Spojrzałam na godzinę, było po 11. Przypomniało mi się, że na 17 jestem umówiona do lekarza. Było jeszcze dużo czasu, a ja nie miałam co robić.
W ciągu kolejnych czterech godzin nic się nie działo. Bardzo mnie to zdziwiło, jeszcze nigdy nie mieliśmy tak mało wezwań w ciągu dnia. Poszłam się położyć. Po kilku minutach zasnęłam.
Obudziłam się przykryta kocem. Na fotelu obok zobaczyłam Piotrka.
- Która godzina? - zapytałam.
- Po 17 - odpowiedział i uśmiechnął się.
Przecież ja byłam umówiona na 17 do lekarza! Nagle mi się przypomniało.
- Muszę iść - powiedziałam.
Szybko założyłam buty i niemal pobiegłam. Właściwy gabinet znajdował się na drugim końcu szpitala, więc dopiero po kilku minutach doszłam na miejsce. Poczekałam chwilę, gdyż w środku był już ktoś inny. W końcu nadeszła moja kolej. Weszłam do gabinetu i uśiadłam na krześle. Wytłumaczyłam spóźnienie i opowiedziałam wszystkie moje "dolegliwości". Lekarz postanowił wykonać USG. Przeszliśmy do gabinetu obok. Poczułam zimny żel na moim brzuchu. Jest taki nieprzyjemny. Po kilku minutach lekarz uśmiechnął się. Byłam zaskoczona jego reakcją, co mogło go tak uszczęśliwić?
- Jest pani w ciąży - usłyszałam.
To czego się dowiedziałam nie docierało do mnie. Nie mogłam w to uwieżyć. Jakim cudem mogę być w ciąży? To nie może być prawda.
- To chyba żart? - zaśmiałam się.
Lekarz znów się uśmiechnął i pokręcił przecząco głową.
- Absolutnie nie! - powiedział - Gratuluję.
Chyba dopiero wtedy zrozumiałam, że to nie żart. Wszystkie objawy by pasowały, ale nie te silne bóle brzucha. Wytarłam żel i usiadłam na krześle.
- A te bóle brzucha? - zapytałam.
- Mogą być spowodowane stresem - odpowiedział bez namysłu - Niech się teraz pani nie denerwuje, to dla własnego dobra i dziecka.
- Dobrze, dziękuje - odpowiadałam niepewnie.
Lakarz wypełnił jeszcze kilka papierów, przepisał tabletki i mogłam wyjść z gabinetu. Szłam w stronę pokoju ratowników ciagle będąc w szoku. Nie wyobrażałam sobie tego wszystkiego. Jak ja powiem to Piotrkowi? Na ten moment to było dla mnie najtrudniejsze. Miałam już wejść do środka, kiedy akurat usłyszałam rozmowę Piotrka z Adamem. Mówili coś o jakimś zakładzie.
- Byłem z Martyną już po kilku dniach, a nie po dwóch tygodniach. Więc wygrałem! - mówił Piotrek.
Po policzkach spłynęły mi łzy. Słyszałam wystarczająco wiele, aby zrozumieć, że Piotrek był ze mną tylko dla zakładu. Kiedy weszłam do środka przestali rozmawiać. Starałam się nie spoglądać w ich stronę. Przebrałam się i bez słowa wyszłam. Poszłam w stronę domu.
Po 20 minutach byłam już na miejscu. Spakowałam swoje rzeczy do walizki i wyszłam. Autobusem dojechałam do mieszkania swojej koleżanki Karoliny. Zadzwoniłam dzwonkiem i za chwilę ją zobaczyłam.
- Martyna? Cześć, co się stało? - Karolina spojrzała na moją walizkę.
- Mogę u Ciebie zostać na kilka dni? - zapytałam zapłakana.
Dziewczyna mieszkała sama, więc miała dużo miejsca.
- Pewnie, chodź.
Opowiedziałam jej wszystko od początku. Wiedziała nawet o ciąży. Nie wiedziała kiedy ma mi gratulować, a kiedy współczuć. Zresztą ja też nie wiedziałam.

(W tym samym czasie)
*Piotr*
Siedziałem na fotelu, kiedy przyszedł Adam. Zaczeliśmy rozmawiać.
- Pamiętasz nasz zakład? - powiedział.
- Byłem z Martyną już po kilku dniach, a nie po dwóch tygodniach, więc wygrałem! - zaśmiałem się.
Oczywiście nasz "zakład" - jeśli w ogóle można go tak nazwać - był dla żartów i nie traktowaliśmy go poważnie. W tym momencie weszła Martyna. Chciałem do niej podejść i się przywitać, ale poszła się przebrać. Zdziwiłem się, bo do końca dyżuru była jeszcze dobra godzina. Zawołał mnie Wiktor, powiedział, że Martyna wychodzi dzisiaj szybciej. Kiedy wróciłem dziewczyny już nie było. Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała...
Po godzinie skończył się dyżur. Przebrałem się i pojechałem do domu. Nikogo nie zastałem. Zaniepokoiłem się, gdyż Martyna nigdy nie znikała bez słowa. Pomyślałem, że może pojechała do rodziców, ale to również wydawało mi się bardzo dziwne. Zacząłem do niej dzwonić.
------------------------------------------------------------------------------------------
Biedna Martynka ;c Jak myślicie, chłopiec czy dziewczynka? :P
Dziękuje za przeczytanie!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 15. Zawał

*Dwa tygodnie później*
*Martyna*
Te kilka dni zleciały mi bardzo szybko. Ogólnie czuję się już dobrze, gdyby nie te bóle brzucha i brak apetytu. Dzisiaj jest niedziela, dlatego też razem z Piotrkiem mamy wolne. Chyba pierwszy raz od wielu tygodni.
Obudziłam się wcześnie, jeszcze przed Piotrkiem. Co jest trochę dziwne, bo to zawsze on musiał mnie budzić. To pewnie przez ostatnie dyżury na 7/8 rano. Już nie umiem spać do 9 jak kiedyś. Może to i lepiej.
Poszłam do łazienki. Uczesałam włosy w warkocz, ubrałam się, umyłam zęby - przed śniadaniem, ale to szczegół - i lekko się umalowałam. Kiedy już się ogarnęłam poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Nagle poczułam ręce, które obejmowały mnie w pasie. Niespodziewałam się tego, więc oczywiście musiałam upuścić patelnie z naleśnikami na podłogę.
- Dzień dobry, królewno - powiedział Piotrek.
- I zobacz co zrobiłeś - zaśmiałam się.
- Przepraszam - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Wybaczam Ci - obróciłam się przodem do chłopaka i go pocałowałam, co on odwzajemnił.
Posprzątaliśmy cały bałagan i wszystko przygotowaliśmy na nowo. Po godzinie talerz Piotrka był już pusty. Nie można tego powiedzieć o moim. Nawet nie ruszyłam. Najwyraźniej Piotrek się zaniepokoił.
- Od tygodnia nic nie jesz, co się dzieje? - zapytał.
- Po prostu nie mam apetytu - odpowiedziałam.
- Może powinnaś się wybrać do lekarza?
- Nie ma takiej potrzeby, ale dziękuje za troskę - dałam mu buziaka.
Chyba tego nie kupił - pomyślałam.
Trzeba przyznać, że sama się trochę zaniepokoiłam. Nigdy nie miałam tak długo ochoty na jedzenie. Może faktycznie wybiore się do lekarza. Jutro po dyżurze pójdę. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do toalety. Na dodatek nudności musiały się przyczepić. Za chwilę dobijał się Piotrek. Wyszłam wciskając mu, że po prostu byłam w toalecie. Nie bardzo to wyszło, nigdy nie umiałam kłamać. Była już 9:30. Nie miałam ochoty siedzieć w domu. Pogoda była ładna, w sumie codziennie jest ładna. Zapytałam Piotrka czy idzie ze mną na spacer. Zgodził się i po 15 minutach byliśmy już w parku. Z powodu, że zrobiło się strasznie gorąco poszliśmy po lody. Zamówiłam truskawkowe, moje ulubione. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Znów zrobiło mi się niedobrze. Kiedy już szliśmy w stronę domu zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis "Mama". Po tej całej sytuacji z tatą, ciągle nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Momo wszystko odebrała.
- "Martyna!" - z jej tonu głosu zrozumiałam, że coś się stało.
- Halo, mamo? - powiedziałam.
- "Tata jest w szpitalu, ma zawał" - usłyszałam.
- Co? - bardzo mnie to zdziwiło, gdyż mój ojciec zawszę był w znakomitej formie - Mamo nie płacz, uspokuj się, już jadę - rozłączyłam się.
To co przed chwilą usłyszałam mocno mną wstrząsnęło. Z moich oczu popłyneły łzy. To co mi zrobił nagle poszło w niepamięć. Teraz myślałam o tym, żeby przeżył.
- Co się stało? - zapytał Piotrek i otarł łzy z moich policzków.
- Moj ojciec... ma zawał - wyksztusiłam - pojedziesz ze mną?
- Pewnie, choć.
Po 10 minutach byliśmy w domu. Szybko spakowałam kilka potrzebnych rzeczy i pojechaliśmy. Rodzice mieszkali 12 kilometrów za Warszawą. W czasie jazdy nie odzywałam się. Dojazd do właściwego szpitala zają nam godzinę. Wysiadłam i pobiegłam poszukać sali, na której leżał moj tata. Przed drzwiami spotkałam mamę.
- Co z tatą? - zapytałam przerażona.
- Nie wiem, nie chcą mnie wpuścić.
Postanowiłam się czegoś dowiedzieć. Niektórzy mnie pamiętali i może dlatego udzielili mi informacji o stanie zdrowia ojca. Poszłam do mamy.
- I co? Powiedzieli Ci coś? - zapytała ze łzami w oczach.
Również płakałam.
- Potrzebna jest operacja - powiedziałam.
W tym momencie matka przytuliła się do mnie.
- Wszystko będzie dobrze.
Okłamywałam sama siebie. Lekarz powiedział, że on umiera, a operacja może jedynie wydłużyć jego życie o kilka dni. Jeśli w ogóle ją przeżyje. Przytuliłam się to Piotrka. Zaczęłam płakać. Widziałam jedynie, że moja mama patrzyła na mnie i obcego dla niej chłopaka. Nic nie wiedziała, że rozstaliśmy się z Marcinem. Bardzo go lubiła. Lecz teraz nie była pora na wyjaśnienia. Nagle poczułam śilny ból brzucha. Tak śilny, że zgiełam się w pół.
- Co się stało? - zaniepokoił się Piotrek.
- Brzuch - nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć. Jakiekolwiek słowo sprawiało mi ogromny ból.
Podeszła również mama. Piotrek pomógł mi dojść do pierwszego lepszego krzesła. Usiadłam. Ból nie ustępował. Był nawet śilniejszy.
- Pójdę po lekarza - powiedziała moja mama.
- Nie trzeba - powiedziałm cicho.
- Przecież ty ledwo mówisz! Martyna niewygłupiaj się! - krzyknął Piotrek.
Zaczęłam płakać z bólu. Był niedo wytrzymania.
Po kilku minutach, które wydawały mi się wiecznością, przyszedł lekarz. Zbarał mnie na badania.
Po prawie godzinie, bólu już prawie nie czułam, a lekarz powiedział, że to z nerwów. Nie wierzyłam, że jest to spowodowane tylko przez nerwy. Lekarz był bardzo młody, za młody na lekarza, może i młodszy ode mnie?
Dostałam jeszcze tabletki przeciw bólowe i mogłam wyjść z sali. Na zewnątrz czekał Piotrek, widziałam jak chodził w te i spowrotem. Kiedy mnie zobaczył podbiegł i złapał za ręce.
- I co? - zapytał.
- To z nerwów - odpowiedziałam.
Widziałam, że się zdziwił. Zresztą jak ja.
- Gdzie mama?
- Poszła kupić coś do picia. Może też chcesz?
- Nie, dziękuje.
Poszliśmy w kierunku sali operacyjnej, gdzie mój tata był operowany. Była już 15. Pomyślalam, że musimy wrócić do domu. Przecież mamy jutro dyżur na 5 rano. Jednak nie chciałam. Podeszłam do matki. Siedziała na krześle.
- Mamo? - powiedziałam - musimy za raz jechać, poradzisz sobie?
- Tak Martynko, dziękuje, że przyjechałaś.
Uśmiechnęłam się.
- Jak będziesz coś wiedzieć od razu dzwoń. Postaram się przyjechać za kilka dni - Pożegnałam się z mamą.
Złapałam Piotrka za rękę i poszliśmy w stronę samochodu. Tym razem dojechaliśmy po dwóch godzinach. Co się dziwić, przecież były godziny szczytu. Byłam już zmęczona dzisiejszym dniem. Mimo badań, które miałam, postanowiłam i tak pójść jutro do lekarza. Nie chciało mi się wierzyć, że to tylko z nerwów! Dużo razy bolał mnie brzuch, gdy byłam zdenerwowana, ale nie aż tak mocno. Chciało mi się spać. Poszłam do łazienki się trochę odświerzyć. W między czasie Piotrek dobijał się do drzwi, miał prawo, bo siedziałam tam chyba z godzinę. Kiedy już w końcu wyszłam, zobaczyłam kolację na stole wśród świec. Zdziwiłam się.
- A to co? - zapytałam uśmiechnięta.
- Chcem Ci jakoś umilić dzisiejszy dzień - powiedział, po czym podszedł i zaczął mnie całować.
Usiadłam na swoim miejscu. Atmosfera była bardzo miła. Po godzinie skończył się nasz romantyczny wieczór. Posprzątaliśmy i poszliśmy spać.
------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że nudne zakończenie :P Nie miałam weny twórczej na koniec :/ Jednak mam nadzieję, że wam się podoba.
Dziękuje za przeczytanie!
ZOSTAWIAJCIE PO SOBIE ZNAK W KOMENTARZU!

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 14. Grypa

*Martyna*
Po zbadaniu mnie, Wiktor stwierdził, że mam grypę. Tak jak myślałam. Przepisał mi jakieś tabletki i dał kilka dni wolnego. Znów będę bezczynnie siedzieć w domu.
Poszłam się przebrać. Poprosiłam Piotrka, aby odwiózł mnie do domu, ja nie byłam w stanie sama dojechać. Niestety teraz nie mógł. Miał kolejne wezwanie. Nie pozostawało mi nic innego, musiałam sama wrócić.
Kiedy byłam koło windy, na drugim końcu korytarza zauważyłam Adama.
- Adam! Zaczekaj! - krzyknęłam.
Zebrałam w sobie ostatnie siły i podbiegłam do chłopaka. Pomyślałam, że mógłby mnie podrzucić, skoro i tak tamtendy przejeżdża.
- Mógł byś odwieźć mnie do domu? - zapytałam.
- Za 20 minut kończę dyżur, zaczekasz?
- Pewnie, daj znać jak skończysz.
Poszłam na zewnątrz. Usiadłam na ławce, chciałam się jakoś "wyciszyć" ale nie mogłam. Wszystko mnie bolało, a szczególnie brzuch. Po 15 minutach przyszedł Adam.
- To co, możemy jechać? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział i uśmiechnął się.
W drodzę nie czułam się tak strasznie, co mnie zaskoczyło.
- Nie masz dzisiaj dyżuru? - powiedział.
- Mam, ale źle się czuję. Mam grypę i Wiktor odesłał mnie do domu.
- To w takim razie dużo zdrowia.
Uśmiechnęłam się i podziękowałam.
Dojechaliśmy po 10 minutach. Już wysiadałam z samochodu, kiedy nagle zakręciło mi się w głowie. Mocno zakręciło mi się w głowie.
- Martyna co się dzieję? - zapytał zaniepokojony Adam.
- Boli mnie głowa - odpowiedziałam.
- Pomogę Ci.
W tej chwili Adam pomógł mi wstać i zaprowadził do domu. Posadził na kanapie, przyniósł koc i zrobił mi herbatę.
- Dziękuje Ci, ale poradzę sobie - uśmiechnęłam się.
- W takim stanie to nawet nie jestem pewien czy dasz radę pójść do toalety - żartował sobie.
- Nie ładnie tak żartować sobie z chorej osoby - lekko się oburzyłam, przecież kaleką jeszcze nie byłam.
Adam usiadł koło mnie.
- Martyna wiesz co? Twoje objawy nie wyglądają mi tylko na grypę.
- Co sugerujesz? - trochę się zaniepokoiłam.
- Czy ty może nie jesteś w ciąży?
Na słowo "w ciąży" chciało mi się śmiać.
- Żartujesz sobie chyba!
- Martyna ja mówię poważnie.
- To nie możliwe, lepiej już idź - powiedziałam i odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Do zobaczenia - Adam wyszedł.
To niemożliwe, żebym była w ciąży - powiedziałam na głos.
To prawda ostatnio kochałam się z Piotrkiem, ale to jeszcze za wcześnie. Chcem kiedyś mieć dzieci, ale nie teraz. Wypiłam herbatę i wzięłam tabletki. Postanowiłam się trochę przespać...
Obudził mnie gwałtowny trzask. Za chwilę zobaczyłam sylwetkę Piotrka wyłaniającego się z kuchni.
- Przepraszam, obudziłem Cię - powiedział.
- Może to i dobrze, straciłam poczucie czasu - zaśmiałam się.
Piotrek uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- Jak się czujesz?
- Trochę lepiej, ale nie będę Cię całować, żeby Cię nie zarazić.
- Chyba nie wytrzymam - chłopak mnie objął.
- Dasz radę - powiedziałam i oparłam głowę o jego ramię.
Postanowiłam nie mówić Piotrkowi o podejrzeniach Adam. Postanowiłam tak, bo to nieprawda.
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Jakoś niespecjalnie - odpowiedziałam.
- A może skusisz się na naleśnieki mojego przepisu?
- Hmm? Muszę przyznać, że twoja propozycja jest kusząca - uśmiechnęłam się - W takim razie poproszę jednego.
- Już się robi.
Piotrek wstał i poszedł do kuchni.
Poczułam się trochę lepiej, więc również poszłam do kuchni.
- A ty gdzie? - chlopak złapał mnie w pasie.
- Chciałam Ci trochę pomóc.
- Poradzę sobie, ty idź się połóż. Musisz odpoczywać.
- Lekarz się znalazł - powiedziałam i wyszłam z kuchni.
Wzięłam laptopa i położyłam się na kanapie. Czas szybko mi zleciał. Za chwilę przyszedł Piotrek. Wstałam i poszłam usiąść przy stole.
- Ale ładnie pachnie! - powiedziałam.
- Dla ciebie wszystko - zarumieniłam się.
Zjadłam jednogo. Dwa. Trzy naleśniki! Ten dzień na pewno należy do dziwnych. Ta "ciąża" i to, że raz mam apetyt, a raz nie. Piotrek popatrzył się na mnie jakoś dziwnie.
- Co się stało? - zapytałam.
- Chciałaś jednego, zjadłaś trzy.
- To źle?
- Nie, tylko wydawało mi się, że jeszcze niedawno nie miałaś ochoty na jedzenie.
- To było rano - zaśmiałam się razem z Piotrkiem.
Spojrzałam na zegarek. Była już 19. Poszłam się wykąpać. Za nim się ogarnęłam mineło pół godziny. Ledwo doszłam do sypialni. Położyłam się i momentalnie zasnęłam.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli zauważyliście na blogu jest liczba odwiedzin. Jest już prawie 1500! Niespodziewałam się :D jesteście kochani, dziękuje <3
Dziękuje za przeczytanie! :)

Rozdział 13. Złe samopoczucie


*Martyna*
Spojrzałam na zegarek. Była już 14. Zdenerwowałam się, Piotrka jeszcze nie było. Czekałam tak jeszcze przez chwilę, kiedy go zobaczyłam.
- No w końcu! - powiedziałam.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie - Piitrek pocałował mnie w czoło - zepsuła nam się...
- Później będziesz się tłumaczył. Musimy już wchodzić - przerwałam.

*Godzinę później*
Wyszłam z sali. Kiedy zobaczyłam Marcina, zrobiło mi się jakoś niedobrze. Nie chcem go już nigdy więcej widzieć na oczy. Osoba, z która razem mieszkałam okazała się być niepoczytalna. Właśnie dlatego Marcin dostał jedynie zakaz zbliżania się.
Usiadłam na krześle, które stało pod ścianą.
- Martynka idziemy? - zapytał Piotrek?
- Słabo mi - odpowiedziałam.
- Pójdę po wode, poczekaj.
Zostałam sama w korytarzu. Za kilka minut wrócił Piotrek z butelką wody.
- Lepiej Ci już? - powiedział.
- Tak, chodźmy.
Po kilkunastu minutach byliśmy w domu.
Poszłam do sypialni po koc i położyłam się na kanapie w salonie. Ciągle było mi niedobrze.
- Jak się czujesz? - spytał zatroskany Piotrek?
- Pewnie grypa - powiedziałam.
- Moja biedna - Piotrek mnie przytulił.
- Dobra, dobra, teraz mi się tu tłumacz, czemu się spóźniłeś?
- A już myślałem, że zapomnisz - zaśmiał się Piotrek - mieliśmy akcję i kiedy już byliśmy w połowie drogi, w lesie, zepsuła nam się karetka, a za nim przyjechała inna.
- Wybaczam Ci - uśmiechnęłam się.
- A tak poza tym, co dzisiaj na obiad? Może pizza?
Jeśli "obiadem" można nazwać pizze - pomyślałam.
- Jak chcesz, a i tak nie mam za bardzo ochoty?
Piotrek wstał i poszedł po telefon.
Po około. Pół godziny przyjechał dostawca z jedzeniem.
Pizza była dość duża, z czego ja zjadłam może pół jednego kawałka. Nie miałam apetytu. Nie można powiedzieć tego o Piotrku! Zjadł chyba nawet więcej niż połowę. Jak taka chuda osoba może tyle zjeść?! Zaśmiałam się.
Z całego zamieszania z pizzą była już 17:40. Źle się czułam, więc poszłam się szybciej umyć. Po 15 minutach wyszłam z łazienki.
- Może włączymy jakiś film? - zaproponował Piotrek.
- Czemu nie.
Po przeszukaniu przez Piotrka półki z filmami, w końcu znalazł. Była to komedia romantyczna. Nie przepadam z tego typu filmami, ale niech już będzie. Kiedy wszystko było już gotowe położyłam się na łóżku, obok mnie Piotrek. Oparłam głowę o jego ramię, a on mnie objął.
Po godzinie moje oczy same już się zamykały. Wtuliłam się w ramię chłopaka i zasnęłam.

*Następnego dnia*
Obudziłam się przed 6. Nie miałam ochoty wstawać, a co dopiero iść do pracy. Czułam się jeszczę gorzej niż wczoraj. Mimo wszystko wstałam i poszłam do łazienki. Zakręciło mi się w głowie, wieć usiadłam na wannie. Zrobiło mi się niedobrze...
Wyszłam po 20 minutach. Pewnie obudziłam Piotrka, bo już nie spał.
- Obudziłam Cię? - zapytałam i usiadłam na krześle przy stole.
- Nie, sam się obudziłem - powiedział i pocałował mnie w czoło - źle wyglądasz. Wymiotowałaś?
- To nic takiego - skłamałam - o której jedziemy?
- Za około 30 minut.
Poszłam do łazienki. Ubrałam swoją nową turkusową sukienkę i baletki, a włosy uczesałam w zwykłą kitkę. Jak zawsze lekko się pomalowałam i po 10 minutach byłam już gotowa.
Znów nie miałam apetytu, więc zjadłam tylko banana. Zrobiło mi się zimno. Poszłam poszukać sweter. Kiedy byłam w kuchni, przy okazji spojrzałam na termometr. Już po 7 było 20°C.
- Gotowa? - spytał Piotrek.
- Tak, możemy jechać.
W drodzę było mi jeszcze gorzej. Człowiek cieszył by się z ładnej pobody. Słońca, ptaków. Ale nie ja. Dzisiaj wszystko mnie drażniło. Miałam nadzieję, że to tylko grypa, tylko, że nigdy nie miałam takich objawów.
Po kilku minutach byliśmy w pokoju ratowników. Szczerze muszę powiedzieć, że wszyscy zdziwili się na widok mnie i Piotrka trzymających się za ręke. Wszyscy oprócz Wiktora i Adama.
Niechętnie poszłam się przebrać. Usiadłam na kanapie i zaczęłm czytać gazetę, która leżała na stoliku. Za kilka minut przyszedł Wiktor.
- Dzieciaki zbierajcie się - powiedział.
Szybko wstałam i poszłam. Kiedy byłam już na schodach zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o ścianę. Akurat wtedy przechodził Adam.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam.
- Choć pomogę Ci.
Adam pomógł mi dojść do karetki. Poczułam się jak kaleka. Piotrka jeszcze nie było.
- Martyna wiesz gdzie jest Piotr? - zapytał zdenerwowany Wiktor?
- Niestety, nie.
Czekaliśmy na niego przez chwilę. Nie pomyślałam, żeby do niego zadzwonić. Przez to jak się czuję nic nie potrafię dobrze zrobić. Na szczęście nie czekaliśmy długo.
- Ruchy, ruchy Piotr! - krzyknął Wiktor.
Około 20 minut później byliśmy z powrotem pod szpitalem. W drodzę powrotnej znów zrobiło mi się niedobrze. W tym momencie nie byłam w stanie nawet posprzątać karetki. Choć trzeba przyznać, że było trzeba odłożyć kilka rzeczy na miejsce. Przyszedł Piotrek z Wiktorem. Rozmawiali. Ze względu, że siedziałam Piotrek powiedział:
- Źle wyglądasz.
- I tak też się czuje - choć w cale nie było mi do śmiechu.
- Co się dzieje Martyna? - zapytał Wiktor?
- Nic takiego. To pewnie grypa.
- Nic takiego... Wiesz jak może skończyć się nie leczona - próbował mnie zastraszyć - choć zbadam Cię.
Poszliśmy do bazy.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Oststnio przeglądałam inne blogi z opowiadaniami "Na sygnale" i nie wiem czy zauważyliście, alewszystkie blogi od siebie, można tak powiedzieć zgapiają. Chodzi mi o poronienie Martyny, chyba na dwuch lub trzech było bardzo podobnie ;) Nie mam nic do zarzucenia, ale myślę, że to trochę nie fer, że wszyscy od siebie zgapiają. Ja staram się tego nie robić, choć muszę przyznać, że raz przez przypadek mi się to zdarzyło. Czytałam inne opowiadania i kiedy pisałam swoje przypomniała mi się ta scena. Tylko, że nie mogłam sobie przypomnieć gdzie to czytałam :P Tak że, przepraszam autora tamtych opowiadań jeśli w jakikolwiek sposób go uraziłam. Podkreślam, że to było przez pomyłkę.
Skleroza nie boli :)

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 12. Horror

*Godzinę później*
*Martyna*
Byliśmy w sypialni. Leżałam w objęciach Piotrka. Myślałam tylko o naszej miłości. O tym co zdarzyło się wczoraj i dziś. Chyba już dawno tak dobrze się nie czułam. Uśmiechnęłam się.
Minęło kilka minut. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 19.30. Nie miałam ochoty iść już spać, wieć włączyłam film. Po chwili dosiadł się Piotrek.
- Co tak się brechtasz? Komedia jakaś? - zapytał.
- Nie... Horror - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Z tobą to chyba jest coś nie tak.
- Nie moja wina, że horrory mnie śmieszą.
- Mogę się pośmiać z tobą?
- Choć.
Oglądaliśmy przez jakiś czas. Ciągle się śmiałam.
Kiedy już szliśmy spać, Piotrek zapytał:
- Ciekawy jestem jak ty oglądasz komedie.
- A jak mogę? Za to widziałam jak ty się bałeś - zaśmiałam się.
- Oj tam, oj tam. Wcale nie.
Pocałowałam Piotrka w policzek i poszłam spać.

*Następnego dnia, rano*
*Piotr*
Wstałem wcześniej. Martyna jeszcze spała. Ubrałem się i poszłem zrobić śniadanie. Kiedy wszystko przygotowałem, wszedłem z powrotem do sypialni. Zobaczyłem siedzącą Martyne.
- Podano do łóżka - powiedziałem dość poważnie.
- Mmm, a co to za okazja? Dziękuje - odpowiedziała Martyna - Pyszne jest!
- Ma się te zdolności kulinarne.
Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Muszę za raz wychodzić - powiedziałem.
- Dobrze, a zapomniałam Ci powiedzieć, że dzisiaj o 14 jest ta sprawa w sądzie.
- Ja też zapomniałem. Spróbuje szybciej wyjść z dyżuru. Do zobaczenia.
- Pa - odpowiedziała Martyna, a ja pocałowałem ją w czoło.
Kilka minut póżniej byłem już w bazie. Przebrałem się. Wychodząc spotkałem Wiktora.
- Dzień dobry Panie Doktorze - powiedziałem.
- Witaj Piotr - odpowiedział.
- Bo mam taką małą prośbę.
- No słucham.
- Dzisiaj jest sprawa w sądzie z Marcinem, no i Martynka nie chce iść sama - nie zdążyłem dokończyć.
- Dobra Piotr, możesz wyjść wcześniej - przerwał mi Wiktor.
- Dziękuje - powiedziałem i poszłem do karetki.
Po niecałych 20 minutach, przybiegł Adam z Wiktorem.
- Ruch Piotr! - krzyknął Wiktor.
Wsiadłem do karetki.
- Co się stało? - spytałem.
- Jakiś facet spadł z dachu. Jest z nim tylko 13 - letnia córka - odpowiedział zdenerwowany Wiktor.
Były godziny szczytu, a dom do którego mieliśmy jechać znajdował się na drugim końcu Leśnej Góry.

*40 minut później*
Zostało nam już niewiele, kiedy nagle zobaczyłem policję na środku drogi.
- A tu co? - powiedziałem.
- Zobacz Adam co tam się dzieję - odpowiedział Wiktor.
- Cześć - powiedział Policjant.
- Cześć. Co się stało? - zapytał Adam.
- Zawracajcie.
- Ale jedziemy do wypadku, musisz nas przepuścić - powiedziałem.
-No nie przejedziecie.
- Jak nie przejedziemy?! W Siodłowie może nam umrzeć człowiek.
- Wichura powaliła dzrzewa, linię energetyczną, most jest uszkodzony. Nie ma szans.
- No to człowieku co my mamy zrobić? Jedziemy do wypadku, nie rozumiesz?
- Tam jest umierający człowiek! Nierozumiesz? - zdenerwował się Adam - musimy przejechać, co mamy zrobić?!
- Bez emocji, bez emocji, bez emocji - mówił policjant.
- O co chodzi? Jestem lekarzem - powiedział Wiktor.
- Pokażę państwu co się stało.
W tym momencie policjant pokazał nam drogę.
- No nie przejedziecie, nie ma szans.
- Jak nie przejedziemy? Zmieścimy się tutaj.
- Tą karetką nie.
- Dobra to jak mamy jechać? - mówił zdenerwowany Wiktor - masz z drugiej strony jakiś motocykl? Sprzęt muszę przewieźć.
- Nie. Przez Raszno musicie pojechać.
- Przez Raszno to jest 21 kilometrów! W zajebistych korkach. - powiedziałem.
- Tu jest skrót - policjant wskazał boczną drogę -przejedziecie przez tą drogę tylko ona też może być nieprzejezdna. Mogą na niej, też leżeć drzewa.
- Ile to zajmie? - spytał Adam.
- Około pół godziny.
- Piotr mapa - powiedział Wiktor.
Wyciągnąłem mapę z karetki i podałem ją Wiktorowi.
- Gdzie jesteśmy?
- My jechaliśmy stąd - wskazałem drogę na mapie.
W prostej lini do wypadku był niecały kilometr. Objazd, biorąc pod uwage chaos na drogach może nam zająć godzinę, albo i dłużej.
- Chce iść pan pieszo - powiedziałem.
- No nie mam innego wyjścia - mówił Wiktor, po czym podszedł do drzwi karetki.
- 21S do centrali - powiedział - droga nieprzejezdna, spróbuje dotrzeć do rannego pieszo. Karetka pojedzie objazdem.
- "Przyjęłam. Powodzenia".
Wiktor wraz z Adamem i obok stojącym mężczyzna, pobiegli. Wsiadłem do karetki i ruszyłem. W drodze nie było większych przeszkód. Nie wliczając w to kilku gałęzi przez, które z trudnością przejechałem.

*15 minut później*
Byliśmy już w lesie. Pech chciał, że akurat w tej chwili zepsuła się karetka.
- Piotr co jest?! - krzyknął Wiktor.
- Właśnie nie wiem! - również krzyknąłem - nie jedzie dalej!
Wyszłem z karetki i spojrzałem pod koło.
- Co jest no? Mamy gumę czy co? - zapytał Adam.
- Weź mi skręć koła, szybko!
- Co?!
- Skręć kołaaa!
- Stary pacjent nam się dusi!
- Skręć mi koła! Nie chce jechać, nie rozumiesz? - zdenerwowałem się.
Wszedłem do karetki.
- Mówiłem tyle razy, że to jest stary rupieć! Doktorze nie pojedziemy dalej.
- Piotr dobra. Wezwij centrale. Adam do mnie, do mnie, do mnie, jazda! - krzyczał Wiktor.
- 21S. Stanęliśmy w lesie, musicie przysłać drugą karetkę - powiedziałem.
- "Przyślemy gdy zwolni się zespół..."

*25 minut później*
Druga karetka przyjechała po kilku minutach. Byliśmy już na drodze.
- A ten co? - powiedziałem - Pędzącej karetki nie widziałeś!
Jechaliśmy 10 km/h. Karetka śmiesznie tak wygląda. Zaśmiałem się.
- Goń go Piotr - śmiał się Wiktor - wsiąć mu na koło.
Kiedy byliśmy już niedaleko szpitala, zapytałem Wiktora.
- Czemu już pan nie operuję, tylko jeździ z nami po krzakach?
- Piotr, zobacz jak tu ładnie - odpowiedział Wiktor.
Nagle przypomniałem sobie, że jestem umówiony z Martyną na 14! Spojrzałem na zegarek. Była już 13:40.
- Doktorze bo miałem wyjść wcześniej - powiedziałem.
- Dobra leć Piotr - odpowiedział Wiktor.
- To w takim razie do jutra.
Poszłem się przebrać. Była już 13:50. Chyba nie zdąże - pomyślałem.
------------------------------------------------------------------------------------------
Skarżyliście się, że opowiadania są za krótkie. Mam nadzieję, że teraz wam będą odpowiadały ;) Jak widzicie miałam ochotę dodać coś z filmu, mam nadzieję, że wam się spodoba.
Dziękuje za przeczytanie!

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 11. Kocham Cię

*Martyna*
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Była godzina 9. Obróciłam się na drugi bok i zobaczyłam Piotrka. Już nie spał. Leżał, spoglądając na mnie. Uśmiechnęłam się i zapytałam:
- Już nie śpisz?
- Jakoś nie mogłem zasnąć - odpowiedział.
Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam przestać się uśmiechać.
- Co Cię tak bawi? - spytał zaciekawiony chłopak.
- Sama nie wiem - zaśmiałam się, po czym przytuliłam do Piotrka.
Leżeliśmy przez dłuższą chwilę.
- Muszę już się zbierać - powiedział.
- Jeszcze chwila.
Po 10 minutach Piotrek był już gotowy. Podeszłam i położyłam ręce na jego ramionach.
- Kocham Cię - usłyszałam od Piotrka.
- Ja Też.
- Ty też co?
- Ja też Cię kocham! - powiedziałam i delikatnie pocałowałam go w usta - idź już, bo się spóźnisz.
- Nic się nie stanie.
- Ale wiesz jak Wiktor tego nie lubi.
- Dobrze już. Jak coś dzwoń - powiedział Piotrek i wyszedł.
Zostałam sama, znów. Nie wiem czego się obawiałam, bo przecież Marcin był już w więzieniu. Nie chciałam dłużej o tym myśleć. Było, minęło.
Wzięłam się sprzątanie. Wprawdzie było czysto, lecz ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Po 10 minutach, mojego 'wielkiego' sprzątania, zadzwonił telefon. Podeszłam i odebrałam.
- "Dzień dobry, Pani Martyna Kubicka?".
- Dzień dobry, tak to ja.
Był to policjant.
- "Chciałem Pani przypomnieć o sprawie w sądzie, w sprawie Pana Mateusza o zakaz zbliżania się..".
- Yyy, a tak, dobrze, dziękuje.
- "To w takim razie do zobaczenia jutro o 14"
- Dobrze. Do widzenia - powiedziałam i rozłączyłam się.
Całkiem o tym zapomniałam, a już myślałam, że mam to wszystko za sobą. Jednak nic mi dzisiaj humoru nie zepsuje! To chyba przez wczorajszą sytuację, wieczorem. Uśmiechnęłam się. Usiadłam na fotelu, nic nie robiąc. Myślałam o wszystkim i o niczym. Spojrzałam w stronę okna. Świeciło słońce. Ze względu na ładną pogodę, posganowiłam się przejść.
Poszłam do łazienki, trochę się ogarnąć. Ubrałam jasną, różowa sukienkę, a włosy uczesałam w koka. Zawinęłam jeszcze rękę w bandaż i wyszłam.
Byłam już w parku, koło placu zabaw. Było dużo dzieci. Spojrzałam w ich stronę i uśmiechnęłam się. Spoglądałam na kobiety w ciąży, zakochane pary, trzymające się za rękę. Usiadłam na ławce, koło stawu i wsłuchałam się w śpiew ptaków. Bardzo lubię wiosne. Jest to moja ulubiona pora roku. Siedziałam jeszcze z 5 minut, po czym wstałam i poszłam w stronę galerii handlowej. Po kilku minutach byłam na miejscu. Weszłam do pierwszego, lepszego sklepu z ubraniami. Na jednej z półek zauważyłam śliczną, turkusową sukienkę. Od razu poszukałam swojego rozmiaru. Poszłam do przymierzalni. Cała sukienka była bardzo ładna, ale ta cena. Pomyślałam, że namówię Piotrka. W końcu muszę spytać się o jego zdanie. Odwiesiłam sukienkę i wyszłam.
20 minut później byłam już w domu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać telewizję. Akurat trafiłam na komedie. Nie przepadam za tego typu filmami wieć po chwili przełączyłam na inny kanał. Leciały wiadomości. W pewnym momencie zrobiłam się głodna. Zostawiłam włączony telewizor i poszłam do kuchni. Zrobiłam spaghetti. Uwielbiam je! Zjadłam i położyłam się na kanapie. Zasnęłam.

*godzinę później*
Obudził mnie telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Piotrka.
- Cześć Martynka - powiedział.
- Hej - odpowiedziałam zaspana.
- Coś się stało?
- Nie, tylko zasnęłam i mnie obudziłeś.
- Przepraszam, nie wiedziałem.
- A skąd mogłeś wiedzieć? - zaśmiałam się.
- No nie wiem. Zadzwoniłem, zapytać jak się czujesz?
- Lepiej, chociaż ręką mnie ciagle boli.
- Ma prawo. Muszę kończyć, mamy akcje. Do zobaczenia kochanie.
- Kocham Cię - powiedziałam i się rozłączyłam.
Była dopiero 16, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Wyszłam na taras. Długo nie posiedziałam, gdyż zaczęło kropić. Weszłam do domu, położyłam się na kanapie i zaczęłam myśleć o jutrzejszej sprawie.
Nie miałam ochoty tam iść. Mam nadzieję, że to wszystko, szybko się po toczy i nie będę musiała więcej oglądać Marcina. Po około 30 minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i ujrzałam Piotrka.
- Cześć Piotruś - powiedziałam uśmiechnięta.
- Cześć kochanie - odpowiedział i pocałował mnie.
- Cały jesteś mokry!
- Wiem... Pada deszcz, a ja nie wziąłem parasolki.
W tym momencie chłopak zdjął buty i poszedł do łazienki. Usiadłam na kanapie. Za chwilę przyszedł Piotrek. Usiadł koło mnie i objął mnie.
- Byłam dzisiaj w sklepie... i widziałam taką śliczną sukienkę - powiedziałam.
- I pytasz się czy możesz ją kupić? - zaśmiał się Piotrek.
- Dokładnie! - również się zaśmiałam - To jak będzie?
- Hmm? No nie wiem, a droga była?
- Troszeczkę...
- Martynka zbankrutujemy przez Ciebie!
- Oj już nie przesadzaj.
- Haha, no oczywiście, że możesz. Ale co będę miał w zamian?
- No, a co chcesz? -uśmiechnęłam się.
Piotrek nic nie odpowiedział, zaczął tylko całować mnie po szyi.
------------------------------------------------------------------------------------------
Piotrek i Martyna bankrut? ;P Haha ;D Mam nadzieję, że "wciągane" was w to opowiadanie, bo mam co do niego poważne plany. Na blogu będę wam zdradzać więcej szczegółów niż na stronie! Więc warto tu wchodzić! Na ten moment mogę wam zdradzić, że Martynka zajdzie w... jak myślicie?
Dziękuje za przeczytanie :)