CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 37. Zostań i proszę nie pozwól mi odejść. + rok od założenia bloga.

 *Cztery miesiące później*
Tamtego dnia mówiłam sobie, że ciało się wyłącza, gdy ból robi się nie do wytrzymania, że świadomość jest czasowa, że to minie. Ale zapewniam: w tamtej chwili byłabym bardzo, bardzo szczęśliwa, gdybym mogła po prostu umrzeć...
*Piotrek* 
Martyna zamknęła się w sobie. Nie chciała z nikim rozmawiać, a każda próba nawiązania z nią jakiegokolwiek kontaktu, kończyła się awanturą. Bolało mnie, kiedy próbowałem ją przytulić, pocałować, a Ona odpychała mnie od siebie. Odrzuciła wszystko, co przedtem było dla niej ważne. Jeśli jej starzy znajomi pamiętają ją jako energiczną i pewną siebie dziewczynę, teraz powiedzieliby, że patrzą na zupełnie inną kobietę. To prawda, nie jest już tą samą Martyną, którą poznałem dwa lata temu. Wtedy w jej oczach charakterystyczny był ten blask odrobiny szaleństwa, który sprawił, że tak szybko owinęła mnie sobie w okół palca. Zakochałem się w jej inteligentnym spojrzeniu. Wszędzie było jej pełno. Nie należała do osób, które siedziały na kanapie i czytanie, bądź oglądanie byle czego w TV, żeby tylko zająć czymś czas, pochłaniało ją godzinami. Dzień był dla niej zbyt krótki. Teraz nie śpi po nocach, a w efekcie jej oczy są czerwone i podkrążone, zmęczone życiem. Gdyby mogła nawet nie wychodziłaby z łóżka, a na stacji po każdym wyjeździe, siadała na kanapie i siedzi tak do kolejnego wezwania. W ciągu dnia może jedynie wypić szklankę wody, co przenosi się na jej pracę:
- Cholera Martyna co się z Tobą dzieje?! - Zdenerwował się. - Podczas ostatniego wezwania podałaś pacjentowi złe leki! Gdyby nie szybka reakcja Piotra, dawno byłby na tamtym świecie, rozumiesz to?! Rozumiesz? - Był stanowczy. - Chcesz stracić wszystko? Chcesz abym posunął się do Twojego zwolnienia? Naprawdę tego chcesz?! - Wiedziałem, że Wiktor przemówi Martynie do rozsądku. Dziewczyna zawsze traktowała go z szacunkiem, uważała, że jako osoba, która również w życiu nie miała łatwo, doświadczył tylu rzeczy, że w każdej sytuacji wie co mówi. - Albo dalej będziesz w tym siedziała, albo w końcu się ogarniesz Martyna! 
Stałem w jednym miejscu i przyglądałem się całej sytuacji. Nerwowo przygryzła zębami dolną wargę. Chciałem stanąć w jej obronie, ale tak pozwoliłbym jej dalej w to brnąć.
- Spójrz na mnie Martyna. - Kontynuował stanowczym tonem, ale już nieco łagodniejszym widząc zbiegowisko innych osób. Podniosła do góry głowę odsłaniając włosami twarz, a czarny tusz do rzęs spływał po jej policzku. - Czas się ogarnąć, to już trwa zbyt długo. Spójrz na siebie. Rozumiem, że cierpisz, ale najwyższa pora zacząć żyć! Spójrz na Piotrka, ranisz go takim zachowaniem. Chcesz go stracić? Chcesz, zostać z tym sama? Naprawdę chcesz tego wszystkiego?
Nastała chwila ciszy. Spojrzała na mnie przez chwilę, potem na innych ratowników i znów wróciła wzrokiem na Wiktora.
- Przemyśl sobie wszystko na spokojnie i wróć jutro gotowa do pracy. Dzisiaj idź już do domu. Adam Cię zastąpi. - Rozkazał i wziął z biurka dokumenty. Spojrzała na niego tak jakby była na niego zła, ale Wiktor patrzył w teczkę pełną papierów. Minęła mnie, tak jak gdybyśmy się nie znali i zniknęła za drzwiami szatni.
- A Wy co? Nie macie innych zajęć?! - Obrócił się w stronę grupki innych pracowników. Zaraz potem rozeszli się w milczeniu.
- 21-S zgłoś się.
- Zgłaszam się 21-S - Wyciągnął z kieszeni radio i spojrzał na mnie z lekką złością.
- Nieprzytomna kobieta w parku Szymańskiego.
- Przyjąłem, jedziemy. - Odpowiedział. - Ruchy Piotr! - Powiedział niby spokojnie, ale w jego głosie dało się wyczuć zmartwienie.

***

Wszedłem do domu i odwiesiłem kurtkę na wieszaku. Spojrzałem w stronę salonu, w którym siedziała zamyślona Martyna. Z podkurczonymi nogami, wpatrywała się w wyłączony telewizor. Kiedy podszedłem i pocałowałem ją w czoło na powitanie, nawet nie drgnęła. Pierwszy raz od kilku tygodni dotknąłem jej twarzy...
- Jak się czujesz? - Spytałem, siadając obok niej. Milczała przez chwilę.
- Dajmy sobie trochę czasu. - Wzięła głęboki oddech.
- O czym Ty mówisz?
- Tak będzie lepiej dla nas. Ty zostaniesz tu, a ja na jakiś czas wrócę do swojego starego mieszkania. - Przerwała na chwilę, by sprawdzić moją reakcję. - Musimy odpocząć, zrozum mnie.
- Ach, rozumiem! Czyli chcesz uciekać? Udawać, że wszystko dobrze? - Zdenerwowałem się. -  Takim zachowaniem nic nie zdziałasz! Nie chcę dłużej patrzeć jak cierpisz! Jak nie śpisz po nocach i płaczesz! Nie chcę widzieć jak się meczysz, zrozum mnie. - Zaczęła płakać, a ja złapałem jej nadgarstki.. - Nie mogę dłużej o tym myśleć i  nie móc nic zrobić, bo odrzuciłaś mnie od siebie!
- Ale ja nie potrafię tak żyć! - Nagle mi przerwała. - Nie mogę zrobić w tym domu niczego, co nie przypomina mi o tym co się stało! Nie potrafię tak funkcjonować! - Przerwała na chwilę, by znów wzięć głęboki oddech. Zdenerwowała się. - Nie mogę znieść myśli, że któregoś dnia zostawisz mnie, bo dałam Ci tyle powodów do cierpienia! Nie chcę tak żyć...
Ostatnie zdanie powiedziała niewinnie tak bardzo, że poczułem ukłucie w sercu. Nie mogłem w to uwierzyć. Zastanowiłem się przez chwilę co mogę powiedzieć.
- Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że spotka mnie coś takiego to bym go wyśmiał. Ale nie żałuję. A wiesz dlaczego?! Wiesz?! - Powtórzyłem. - Bo Cię kocham! Kocham Cię, słyszysz?! I nienawidzę siebie za to, że tak bardzo się Tobie poddałem, że to ja nie potrafię bez Ciebie funkcjonować! Kocham Cię i powinnaś to w końcu sobie wbić do tej małej główki, że Cię nie zostawię!
- Każdy tak mówi... A potem i tak zostaję sama.... - Mówiąc to wbiła wzrok w ziemię, a jej łzy spłynęły na moją dłoń.
- Ale ja nie jestem każdy Martyna! Gdybym Cię nie kochał to czy chciałbym, żebyś została moją żoną? Siedziałbym tu teraz z Tobą? Mi też jest ciężko, ale trzeba żyć jakoś dalej, a nie użalać się nad sobą! - Powoli zaczęła ulegać. - Daj sobie pomóc.
- Zostawiłeś mnie w ostatnim czasie kiedy Cię potrzebowałam. - Westchnęła ciężko.
- To Ty odsunęłaś się ode mnie i nie chciałaś dać sobie pomóc! Co ja mogłem zrobić?! Zaciągnąć Cię gdzieś siłą? Jak, skoro nawet nie pozwalałaś mi siebie dotknąć?!
- Chciałam o Tobie zapomnieć, żeby nie cierpieć tak bardzo kiedy mnie...
- I co pomogło?! - Przerwałem jej. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z jaką brutalnością mówię.
- Nie... - Odpowiedziała cicho, ledwo usłyszałem. Podniosłem jej głowę tak by na mnie spojrzała i położyłem rękę na jej mokrym policzku.
- Kocham Cię. - Wyznałem. - I nie zamierzam przestać. - Patrzyła na mnie swoimi brązowymi oczami, a w jej oczach pojawił się ten sam, słaby błysk. - Chodź do mnie. - Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
- Przepraszam... - Wydusiła nadal płacząc. Cała się trzęsła. - Ja się po prostu boję...
- Niepotrzebnie, nie pozwolę Ci odejść. - Mówiłem wolno, całując ją w skroń.
_____________________________________________________________________
Jakoś tak szybko to wszystko się potoczyło, ale nie wiedziałam co mogłoby wydarzyć się w między czasie.
Myślę jednak, że zrozumiecie co chciałam przekazać w rozdziale, itd... :) 
A poza tym z początkiem maja uświadomiłam sobie, że właśnie mija rok od założenia bloga! 
W rok napisałam 37 rozdziałów, wczoraj wybiło też 60 tys. wyświetleń, a Wy napisaliście ponad 500 komentarzy! 
Za to właśnie Wam szczerze dziękuję, bo bez Was nie byłoby tego wszystkiego. 
Codziennie zaskakujecie mnie liczbą odwiedzin. Przyznam, że nie myślałam, że tyle osób odwiedzi mojego bloga i aż tyle będzie go czytać. To dla mnie bardzo, bardzo ważne! <3 
Związku z tym napiszę kolejną jednorazówkę (tym razem szczęśliwą;)) ale od razu mówię, że nie wiem kiedy wstawię. 
Mam też coraz więcej czasu i myślę, że teraz już rozdziały pojawiać się będą regularnie (o ile moja wyobraźnia mi na to pozwoli, bo ostatnio coś z nią kiepsko), bądź nawet częściej, ale jeszcze tego nie obiecuję.  
Raz jeszcze dziękuję każdemu z osobna za to wszystko! Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na kolejny rok, że będzie Was jeszcze więcej! :D
Do następnego!
Natalia  


Ilość słów: 1118