CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 16. Kłamstwo

*Następnego dnia, szpital*
*Martyna*
Kiedy weszłam do pokoju ratowników spotkałam Adama. Przypomniały mi się jego podejrzenia o ciąży. Powiedziałam złwykłe "cześć" i poszłam się przebrać. Wyszłam i od razu zaczął wypytywać mnie jak się czuję.
Oczywiście skłamałam, że dobrze. Nie miałam ochoty słuchać jego podejrzeń. Niestety nie obyło się bez nich.
- Wydaje mi się czy przytyłaś? - powiedział.
Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam o co mu tak na prawdę chodzi.
- Mam to traktować jako komplement? - zapytałam niepewnie.
- Martyna - Adam do mnie podszedł - Ty jesteś w ciąży! To widać.
- Od kiedy jesteś moim lekarzem?! - krzyknęłam.
W tej chwili wszedł Piotrek. Udawałam, że niebyło rozmowy. To co powiedział mi Adam wydawało mi się po części prawdą. Przytyłam to prawda, ale to z powodu, że przez dwa tygodnie siedziałam w domu. Byłam trochę zła na Adama o jego oskarżenia. Wiedziałam, że to nieprawda, więc już o tym nie myślałam. Dostaliśmy wezwanie.
Kiedy już wróciliśmy chciałam posprzątać karetkę. Znów poczułam ból brzucha, na szczęście nie tak mocny jak ostatnio. Usiadłam. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Skończyłam sprzątać i udałam się do bazy. Był tylko Wiktor. Korzystając z okazji poprosiłam go zwolnienie od godziny 17... Usiadłam na fotelu i włączyłam telewizor. Nieświadomie zaczęłam myśleć o moim ojcu. Nie otrzymałam jeszcze żadnego telefonu co z jego zdrowiem. Zastanawiałam się czy operacja przebiegła bez komplikacji. Poszukałam telefon w kieszeni od spodni i wybrałam numer do mamy. Nie odebrała. Zadzwoniłam jeszcze raz, niestety bez skutecznie. Spojrzałam na godzinę, było po 11. Przypomniało mi się, że na 17 jestem umówiona do lekarza. Było jeszcze dużo czasu, a ja nie miałam co robić.
W ciągu kolejnych czterech godzin nic się nie działo. Bardzo mnie to zdziwiło, jeszcze nigdy nie mieliśmy tak mało wezwań w ciągu dnia. Poszłam się położyć. Po kilku minutach zasnęłam.
Obudziłam się przykryta kocem. Na fotelu obok zobaczyłam Piotrka.
- Która godzina? - zapytałam.
- Po 17 - odpowiedział i uśmiechnął się.
Przecież ja byłam umówiona na 17 do lekarza! Nagle mi się przypomniało.
- Muszę iść - powiedziałam.
Szybko założyłam buty i niemal pobiegłam. Właściwy gabinet znajdował się na drugim końcu szpitala, więc dopiero po kilku minutach doszłam na miejsce. Poczekałam chwilę, gdyż w środku był już ktoś inny. W końcu nadeszła moja kolej. Weszłam do gabinetu i uśiadłam na krześle. Wytłumaczyłam spóźnienie i opowiedziałam wszystkie moje "dolegliwości". Lekarz postanowił wykonać USG. Przeszliśmy do gabinetu obok. Poczułam zimny żel na moim brzuchu. Jest taki nieprzyjemny. Po kilku minutach lekarz uśmiechnął się. Byłam zaskoczona jego reakcją, co mogło go tak uszczęśliwić?
- Jest pani w ciąży - usłyszałam.
To czego się dowiedziałam nie docierało do mnie. Nie mogłam w to uwieżyć. Jakim cudem mogę być w ciąży? To nie może być prawda.
- To chyba żart? - zaśmiałam się.
Lekarz znów się uśmiechnął i pokręcił przecząco głową.
- Absolutnie nie! - powiedział - Gratuluję.
Chyba dopiero wtedy zrozumiałam, że to nie żart. Wszystkie objawy by pasowały, ale nie te silne bóle brzucha. Wytarłam żel i usiadłam na krześle.
- A te bóle brzucha? - zapytałam.
- Mogą być spowodowane stresem - odpowiedział bez namysłu - Niech się teraz pani nie denerwuje, to dla własnego dobra i dziecka.
- Dobrze, dziękuje - odpowiadałam niepewnie.
Lakarz wypełnił jeszcze kilka papierów, przepisał tabletki i mogłam wyjść z gabinetu. Szłam w stronę pokoju ratowników ciagle będąc w szoku. Nie wyobrażałam sobie tego wszystkiego. Jak ja powiem to Piotrkowi? Na ten moment to było dla mnie najtrudniejsze. Miałam już wejść do środka, kiedy akurat usłyszałam rozmowę Piotrka z Adamem. Mówili coś o jakimś zakładzie.
- Byłem z Martyną już po kilku dniach, a nie po dwóch tygodniach. Więc wygrałem! - mówił Piotrek.
Po policzkach spłynęły mi łzy. Słyszałam wystarczająco wiele, aby zrozumieć, że Piotrek był ze mną tylko dla zakładu. Kiedy weszłam do środka przestali rozmawiać. Starałam się nie spoglądać w ich stronę. Przebrałam się i bez słowa wyszłam. Poszłam w stronę domu.
Po 20 minutach byłam już na miejscu. Spakowałam swoje rzeczy do walizki i wyszłam. Autobusem dojechałam do mieszkania swojej koleżanki Karoliny. Zadzwoniłam dzwonkiem i za chwilę ją zobaczyłam.
- Martyna? Cześć, co się stało? - Karolina spojrzała na moją walizkę.
- Mogę u Ciebie zostać na kilka dni? - zapytałam zapłakana.
Dziewczyna mieszkała sama, więc miała dużo miejsca.
- Pewnie, chodź.
Opowiedziałam jej wszystko od początku. Wiedziała nawet o ciąży. Nie wiedziała kiedy ma mi gratulować, a kiedy współczuć. Zresztą ja też nie wiedziałam.

(W tym samym czasie)
*Piotr*
Siedziałem na fotelu, kiedy przyszedł Adam. Zaczeliśmy rozmawiać.
- Pamiętasz nasz zakład? - powiedział.
- Byłem z Martyną już po kilku dniach, a nie po dwóch tygodniach, więc wygrałem! - zaśmiałem się.
Oczywiście nasz "zakład" - jeśli w ogóle można go tak nazwać - był dla żartów i nie traktowaliśmy go poważnie. W tym momencie weszła Martyna. Chciałem do niej podejść i się przywitać, ale poszła się przebrać. Zdziwiłem się, bo do końca dyżuru była jeszcze dobra godzina. Zawołał mnie Wiktor, powiedział, że Martyna wychodzi dzisiaj szybciej. Kiedy wróciłem dziewczyny już nie było. Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała...
Po godzinie skończył się dyżur. Przebrałem się i pojechałem do domu. Nikogo nie zastałem. Zaniepokoiłem się, gdyż Martyna nigdy nie znikała bez słowa. Pomyślałem, że może pojechała do rodziców, ale to również wydawało mi się bardzo dziwne. Zacząłem do niej dzwonić.
------------------------------------------------------------------------------------------
Biedna Martynka ;c Jak myślicie, chłopiec czy dziewczynka? :P
Dziękuje za przeczytanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz