CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 44. Niewielka cząstka wszystkiego, co udało mi się zbudować.

                                                                         *Piotrek*

Jeśli nasz los jest z góry zaplanowany to każda osoba, która mija nas do ulicy ma jakieś znaczenie w naszym życiu. Los chciał, aby właśnie w tym samym momencie znalazła się w miejscu, w którym ty się znajdujesz. A przynajmniej taką teorię udało mi się wywnioskować po tamtym dniu.

26 listopada 2015

- Piotr, wezwanie! - głos Wiktora przerwał moją drzemkę.
Tamtego dnia nie mieliśmy zbyt dużo wezwań, dlatego pozwoliłem sobie na chwilę odpoczynku. Zerwałem się z kanapy i w biegu chwyciłem wiszącą na wieszaku kurtkę.
- Dzisiaj coś spokojnie - zauważyłem zmieniając bieg w karetce. Byliśmy w połowie drogi na miejsce wezwania.
Wiktor przestał uzupełniać dokumentacje i spojrzał na mnie od niechcenia.
- Spokój spokojem - pstryknął długopisem kilka razy, aby jego wkład się schował. Robił to zawsze, kiedy był zdenerwowany - Żebyś się jeszcze nie zdziwił. To cisza przed burzą.
Spojrzałem na niego przez ułamek sekundy, a potem wróciłem wzrokiem do przedniej szyby.
- Jakią burzą? - zasmiałem się - Pięknąsam. gode dzisiaj mamy.
Atmosfera w karetce była napięta. Sam nie wiem, ale wtedy zaczęła mi się chyba udzielać.
- A oglądałeś pogode? - zaskoczył mnie.
- Pan wybaczy doktorze, ale pogoda to raczej nie dla mnie - zauważyłem.
Wiktor nie odpowiedział od razu. Najpierw spojrzał w przednią szybę, a potem wyciągnął telefon z kieszeni. A potem rozmowa między nami traciła już coraz więcej sensu...
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, drzwi otworzyła nam pani w czerwonej sukience. W sumie mogła mieć dwadzieścia pięć lat.
- Tata od rana źle się czuje - mówiła nerwowo. Zauważyłem, że w korytarzu stały walizki - On ma raka kości - ściszyła ton głosu - Choruje od dzudziestu pięciu lat, a od pięciu nie wstaje z łóżka. W ostatnim czasie było lepiej, znacznie lepiej - otworzyła drzwi do pokoju, w którym znajdował się jej ojciec i zatrzymała się na moment - Boję się, że może to być nawrót choroby.
Kobieta wpóściła Wiktora do pokoju i weszła zaraz za nim. Polożyłem sprzęt obok łóżka i czekałem na polecenie doktora.
- Boli coś pana? - Wiktor zadał kolejne pytanie.
- Naprawdę nic mi nie jest! - starszy pan podniósł nieco głos - To tylko chwilowe zachwianie, już niejednokrotnie tak miałem i po jednym dniu przechodziło. Córka niepotrzebnie państwa wzywała.
Wiktor spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Ale skoro już tu jesteśmy to chyba możemy pana zbadać, prawda?
Mężczyzna spojrzał najpierw na mnie, a potem zatrzymał na dłużej wzrok przy córce.
- No dobrze - mruknął...

- Myślę, że powinien pojechać pan z nami - Wiktor wyciągnął teczke z dokumentami i polożył je na kolanach. Znów pstryknął kilka razy długopisem. Spojrzałem na niego.
- Nie ma takiej potrzeby!
- A ja jednak uważam wręcz przeciwnie - podniósł na niego wzrok - Ciężko się panu oddycha, prawda? Ból w klatce piersiowej promieniujący do innych części ciała, na przykład rąk.
Mężczyzna był najwyraźniej zdziwiony. Spojrzał na mnie pytająco.
- Tato prosze pojedź do tego szpitala! - kobieta podeszła bliżej niego.
- Córciu za godzinę masz samolot do Włoch. Wojtek pewnie już na Ciebie czeka - chwycił jej dłoń.
- Nigdzie nie jadę! Zostaje w domu, przecież Cię nie zostawie.
Mężczyzna znów spojrzał na mnie. Wiktor uzupełniał papiery.
- Tata będzie miał w szpitalu doskonałą opiekę - odezwałem się - Spokojnie może pani lecieć z chłopakiem.
Sciągnąłem gumowe rękawiczki i schowałem je do kieszeni kurtki. Kobieta spojrzała na mnie z lekko uchylonymi ustami.
- Nie ma takiej opcji! - zdenerwowała się - Pan zostawiłby chorego ojca i pojechał z dziewczyną do Włoch?
W tym pytaniu było coś, co mnie zabolało. Wiktor spojojrzał na nas. Miałem wrażenie, że to właśnie On najbardziej oczekuje mojej odpowiedzi, a ja właściwie nie miałem nic do powiedzenia. Jeśli chodzi o mojego biolohicznego ojca to nawet go nie pamjętam i po tym co zrobił moja odpowiedź brzmiałaby jednogłośnie tak. Z drugiej strony gdybym tak odpowiedział, wyszedłbym na zimnego drania, który za najważniejsze ma własną wygode. Ale Ci ludzie przecież mnie nie znali. Co więc miałem do stracenia w ich oczach?
- Tak - odpowiedziałem.

Dwie godziny przed końcem dyżury poszedłem do gabinetu Wiktora. Nie spodziewałem się, że tak szybko będę mógł z niego zejść.
Jednak zanim opuściłem stacje, zaczepił mnie Adam.
- Możemy porozmawiać? - zapytał.
- Śpiesze się - odpowiedziałem, kiedy go minąłem.

Siedząc w samochodze ogarnęła mnie dziwna obawa, że jednak nie powinienem jechać do rodzinnego domu. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że jeśli tam pojade wcale nie będę zadowolony. I miałem racje. Wtedy jednak nie wiedziałem, że to spotkanie będzie miało tak ogromny wpływ na dalszy bieg wydarzeń.

Kiedy zaparkowałem na trawniku obok damu matki, napisałem do Martyny sms'a.

Ty i ja, tylko my, pamiętasz?

Odpowiedź przyszła po kilku sekundach.

Pamiętam:)

Mimowolnie uśmiechnąłem się do ekranu telefonu. Dopiero z perspektywy czasu uświadomiłem sobie, że była to najlepsza rzecz jaka mnie spotkała tamtego dnia.

Wchodząc do domu nie traciłem czasu na pukanie. I rzeczywiście nie było takiej potrzeby. Zanim dotknąłem klamki, drzwi same się otworzyły, a zaraz potem wyłonił się zza nich mój brat.
- Lepiej jak pogadamy na zewnątrz - sprostował i zamknął za sobą drzwi.
Staneliśmy na werandzie z przodu domu. Podłoga zaskrzypiała pod naszym ciężarem.
- Szybko się uwinąłeś - powiedział - Myślałem, że będziesz tu dopiero po dwudziestej, a jest - spojrzał na zegarek na swoim lewym nadgarstku - po osiemnastej.
Wydawało mi się, że jest strasznie zdenwrwowany. Chyba nawet trzęsły mu się dłonie.
- Tak wyszło - odparłem - Lepiej mów co to za sprawa, która nie mogła czekać.
Miałem wrażenie, że specjalnie przeciąga, jakby chciał uniknąć tej rozmowy. Ale w tamtym momencie nie był sam. Ja także wolałem być teraz w ciepłym domu u boku Martyny.
W końcu wziął się w garść.
- Pewnie zmarnuje Ci ten piękny dzień - spojrzał na ciemne niebo, a mi niespodziewanie zaczęło bić szybciej serce - Ale kontaktował się ze mną ojciec.
Przez chwilę nie wiedziałem o co mu chodzi, a potem wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- Zwariowałeś? Przecież On nie żyje. Chyba, że kontaktował się z tobą z tamtego świata - uniosłem do góry rękę i wskazałem na niebo.
- Nie Piotrek! - złapał się za głowę - Ojciec! Twój biologiczny ojciec.
Zamarłem.
- Przyjechał tu wczoraj i pytał o Ciebie. Myślał, że to ja jestem tobą, ale mu wszystko wytłumaczyłem, że jestem twoim bratem, a ty mieszkasz w Warszawie - przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech - I chce się z tobą spotkać.

Nie wiedzieć czemu w tamtym momencie poczułem, że wszystko co do tej pory udało mi się zbudować, runęło z sekundą, kiedy się o tym dowiedziałem. Dom. Praca. Martyna. To wszystko nagle stało się tak nierealne, że ja sam zacząłem w to wątpić. A to miałbyć dopiero początek. Wszystko co wcześniej uważałem za pewnik, stało się niewielką cząstką tego, co miało dopiero nadejść.
___________________________________________________________________
Tak jak obiecałam, wstawiam kolejną część :) Przepraszam, że jednak tak późno, bo pewnie zdecydowana część z Was właśnie śpi, ale tak po prostu wyszło.
Jeśli chodzi o te daty, które swoja drogą pojawiły się już w poprzednim rozdziale i czas przeszły to pojawiają się tu specjalnie. Są to wspomnienia Piotrka, ale dużo zdradzać Wam nie będę.
Chciałabym Wam jeszcze przypomnieć i zaprosić jednocześnie, że na górze (nad postem) znajduje się zakładka wattpad i jeśli w nią klikniecie możecie przeczytać zapowiedź nowej książki, którą w najblizszym czasie wstawie i tu. Jednak bardzo się ucieszę jaśli tam wejdziecie i zostawicie po sobie gwiazdkę, ewentualnie komentarz ;)
Do tych, którzy jeszcze nie śpią życzę dobrej nocy i do następnego!
Natalia

Ps. Co czujecie po przeczytaniu tego rozdziału? :D

6 komentarzy:

  1. Codziennie to dla mnie jednak chyba za często, żeby mieć czas przeczytać i jeszcze coś napisać. Ale trudno, jak się kolejny raz spóźnię, to przecież się nic nie stanie. Ludzie się już przyzwyczaili do moich spóźnień. :-)
    Nie martw się, nie jesteś jedyna, która spać idzie (jeśli idzie) wcześnie rano i również wcześnie rano wstaje.
    Muszę przyznać, że początkowo widząc daty, byłam zdziwiona i trochę mnie to zmyliło, ale kiedy to wszystko ułożyło się w mózgu w odpowiednich szafeczkach, pomysł bardzo mi się spodobał.
    Fajny jest też sposób jakim piszesz nowe części. I nie chodzi tu o pisanie z perspektywy mojego ulubionego bohatera, choć to też ma swoje znaczenie. Chodzi mi o to, że przed rozpoczęciem opowiadania, bohater robi do niego wprowadzenie. Tą część, która znajduje się przed datą, sądzę, że wiesz o czym myślę.
    Ja tam bym wolała, żeby nasz los nie był z góry zaplanowany. Przecież wtedy nie bylibyśmy sobą, tylko jakąś tam osobą, spośród milionów innych. I bylibyśmy tylko... No właśnie, bylibyśmy tylko. A być tylko, to tak jakby nie być.
    Mimo wszystko, jednak stwierdzenie Piotrka zostało bardzo ładnie ujęte w słowa. Tak przekonująco i wiarygodnie.
    Rozmowa o pogodzie jest najlepsza, kiedy nie ma o czym dyskutować. Z resztą może być bardzo ciekawa. Oczywiście o ile ktoś pasjonuje się meteorologią... Nie, to prawie nigdy nie jest pasjonująca rozmowa.
    Może to dziwne, ale ja też odpowiedziałabym: Tak. Mało tego, ja zapewne bym pojechała.
    Swoją drogą, takie zwykłe pytanie, wydaje się być nic nieznaczące, a jednak może skłonić człowieka do refleksji, a nawet gdzieś tam w serduszko zranić.
    Podoba mi się, też fakt, o czym wcześniej zapomniałam napisać, że te wstępy, nieco wyprzedzają bieg wydarzeń, sprawiając, że można domyślać się pewnej części dalszych wydarzeń. A równocześnie zdradzają tyle, że właściwie czytelnik nie wie nic. Rozumiesz?
    Sms do Martyny, jak sądzę, był chwilą odstresowania przed wizytą w domu. To kolejna rzecz, która jest tu taka realna i z życia wzięta, jak to ostatnio ujęłam. W życiu często zdarza się tak, że krótkimi wiadomościami, między nami, a drugą połówką, staramy się na chwilę zająć myśli czymś innym, milszym. I z reguły pomaga. Pomaga, ale tylko na chwilę.
    Już w momencie refleksji Piotrka, przy pacjencie, podejrzewałam, że chodzi o jego ojca.
    Widzę, że wszystko się rozkręca. I też mam wrażenie, że runęło to co stworzyłaś w opowiadaniu, jakby zaraz wszystko miało stać się zupełnie inne.
    I pod koniec znów lekkie wyprzedzenie akcji...
    Buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to mi chodziło, żeby pojawiła się niewielką, a może większa, nutka tajemniczości. Żeby czytelnik domyślał się czegoś, a potem po przeczytaniu kolejnego słowa, wie jeszcze mniej niż przed chwilą. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz Was zaskocze ;)
      Dzięki za miłe słowa :*

      Usuń
  2. Super opowiadanie czekam na kolejną część. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadania naprawdę fajne, chyba naqwt najlepsze w internecie, ale zalerzy Ci tylko na komentarach i tych wyświetleniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby faktycznie tak było to dodawałabym kolejne rozdziały jeśli miałabym przykładowo po 20 komentarzy pod opowiadaniem. A tak niestety nie jest jakbyś nie zauważył(a). A blog istnieje już ponad półtora roku, dlatego ma więcej wyświetleń niż przykładowe blogi, które istnieją kilka miesięcy. Także następnym razem pomyśl zanim coś napiszesz ;)
      Natalia

      Usuń
  4. Opowiadanie jak zawsze świetne. Masz świetny styl pisania ;3 nie wiem, czy Ci to już pisałam, ale Twoje opowiadania są lepsze niż moje wypociny ;3 czekam na kolejne i zapraszam do mnie :D

    OdpowiedzUsuń