CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 47. Kłamca.

*Piotrek*

Widzę jak zabierają ją do karetki. Nie czekam. Zostawiam Adama na środku parkingu i biegne w ich stronę. Jest ciemno. Zbyt ciemno, żebym mógł zobaczyć cokolwiek innego. Ale to mi pomaga, bo łzy zamazują mi obraz coraz bardziej. Jestem na siebie wściekły za to, że płaczę. Powinienem z tym zaczekać. Odłożyć na dalszą półkę. Jednak nie potrafie zapanować nad tą na pozór prostą czynnością. Dobiegam do karetki i chwytam jej dłoń. Jest cała we krwi, ale nie zwracam na to uwagi. Wiktor coś krzyknął, ale nie skupiłem się, żeby zapamiętać co. W głowię nadal słyszę ten dzwięk. Okropny dzwięk. Zaczyna mnie od tego boleć głowa.
- Piotrek - mówi cicho. Otworzyła oczy! Odzyskała przytomność! - Musisz wiedzieć, że nie ważne co...
Zaciska oczy z bólu, a wtedy po jej zakrwawionym policzku spływają łzy.
Potrząsam głową, a wtedy sam na chwilę przestaje płakać.
- Nie mów tak! - ściskam ją mocniej za rękę. Chcę, żeby wiedziała, że jestem z nią nawet teraz - Wyjdziesz z tego, rozumiesz? Nie pozwalam Ci myśleć inaczej!
Otwiera na chwilę oczy, a ja nie widzę w nich nic. Są zupełnie puste.
- Tak strasznie Cię kocham - szepcze, a potem znów traci przytomność.

13 grudnia 2015

Zamykam drzwi na klucz i obejmuje Martyne w pasie. Sune dłonią wzdłuż jej tali i zatrzymuje ją na wysokość jej pupy. Widzę jak się uśmiecha i przewraca oczami. Przechodzimy przez całe podwórko i wychodziny na ulice. Na poboczu stoi nasz samochód, a obok niego jakiś mężczyzna. Martyna nagle się zatrzynuje. Ma długi, brązowy płaszcz i włosy idealnie ułożone na żel. Wydaje mi się znajmomy, choć stoi do nas tyłem.
Odwraca się, chyba nas usłyszał.
I wtedy wszystko staje się jasne.
Przestaje oddychać, kiedy uświadamiam sobie, że to On. Jak mogłem zapomnieć jak wygląda, kiedy był u nas zaledwie cztery dni temu. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, a ja mam wrażenie, że moja nienawiść jest jeszcze większa - o ile to w ogóle możliwe.
Martyna znów szuka mojej dłoni, a potem splata nasze palce. Trochę mnie to uspokaja.
Nie odzywam się, niech On zrobi to pierwszy.
Chmury dzisiaj są ciemne, pewnie będzie padać...
Stoimy tak jeszcze przez pewien czas. Najwidoczniej nikt z naszej trójki nie chce odezwać się pierwszy. Mija kolejna minuta. I kolejna. Uparcie wpatruje się w jego oczy, mając nadzieję, że jakoś go to poruszy. Nie działa, choć mam wrażenie, że musi się namęczyć aby się nie odezwać. Martyna wzdycha i to przerywa cisze między nami. Kolejne dwie minuty minęły. Dalej na niego patrze. Działa.
- Wiem, że pewnie nie chcesz mnie znać i doskonale to rozumiem. Ale muszę Ci wszystko wyjaśnić zanim znów wrócę do Anglii. A przynajmniej spróbować. Dlatego proszę, daj mi kilka minut, a potem jeśli znów powiesz, że mam się wynosić, zrobię to - mówi.
Patrze w jego oczy i widzę, że mówi całkowicie szczerze. Zaskoczył mnie jednak. Nie wiedziałem, że mieszka w Anglii i co miało oznaczać zanim znów wrócę. Chyżby był już w Polsce wcześniej?
- Masz dwie - mówię i mocniej ściskam rękę Martyny.
Na jego twarzy dostrzegam wyraz ulgi. Nadal nie wiem czy chcę znać odpowiedzi na te wszystkie pytania. Nie jestem jeszcze gotowy. Chciałbym mu powiedzieć, żeby zniknął z mojego życia, tak jak zrobił to kilka lat temu. Ale co jeśli faktycznie zniknie i już nigdy się nie pojawi, a ja w końcu będę chciał znać odpowiedź. Spinam mięśnie, przygotowując się na każde możliwe wyjaśnienie.
- Miałeś racje - mówi - Okłamałem Cię wtedy. To nie twoja matka mnie zostawiła, tylko to ja zostawiłem Was. Odeszłem z dnia na dzień, nawet się z tobą nie żegnając. I nie ma na to żadnego wytłumaczenia. Po prostu spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem kiedy spałeś. Razem z twoją mamą szybko zdecydowaliśmy się na dziecko. Chyba po prostu za szybko. Kiedy się urodziłeś, wszystko był cudowne. Kiedy trzymałem Cię na rękach, czułem się tak niesamowicie jak jeszcze nigdy przedtem. Ale później zacząłem się dusić. Byłem młody, chciałem jeszcze coś przeżyć, a nie tylko zmieniać pieluchy. Po pięciu latach zabrałem wszystkie pieniądze ze wspólnego konta i wyleciałem do Anglii. Zostawiłem Was jak ostatni dupek i zacząłem nowe życie. No i wtedy napisała do mnie twoja mama. Napisała, że nie chce mnie znać, że zrobiłem cos niewybaczalnego i jeśli kiedykolwiek będę chciał się z tobą zobaczyć to mi to uniemożliwi. Kazała mi o tobie zapomnieć i faktycznie w pewnym sensie zapomniałem.
Kłamca.
Kłamca.
Kłamca.
- Ale musisz wiedzieć, że nigdy nie wyrzuciłem Cię z mojego serca. Kiedy teraz na Ciebie patrze, nadal widzę tego malutkiego chłopczyka z kręconymi włoskami i pluszowym misiem w ręce. Wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę i nie dziwię się, że masz u swojego boku taką kobietę - uśmiechna się i patrząc na Martynę.
Po jego policzkach spłynęły łzy, choć nie byłem tego pewny z odległości między nami.
- Skąd mogę mieć pewność, że teraz też nie kłamiesz? - spytałem.
Nie mogłem uwierzyć, że moja matka byłaby zdolna do czegoś takiego. Przecież zawsze powtarzała mi, że gdyby mogła zabrała by mnie do ojca, a ja jej wierzyłem. A teraz dowiaduje się, że wiedziała gdzie On jest i to Ona uniemożliwiała mi kontakty z nim. Poczułem się oszukany.
- Kiedy skończyłeś dwadzieściadwa lata przyjechałem do Polski, żeby Cię odszukać. Znalazłem jednak twoją matkę, a Ona jak możesz się domyślić, nadal nie chciała, żebym Cię zobaczył. Poddałem się i wróciłem. Pięć miesięcy temu znów przyleciałem i dowiedziałem się, że pracujesz w pogotowiu. Przyjechałem pod stację, ale kiedy Cię zobaczyłem, spanikowałem. Znów wróciłem do Anglii, do rodziny. Kilka dni temu byłem u twojego brata. Nie wiedziałem, że twoja matka ma jeszcze dwóch synów. On mi powiedział, że mieszkasz w Warszawie i dał numer telefonu do twojej dziewczyny. No, a reszte już znasz.
Nie wiedziałem czy chciało mi się płakać czy nie. Nie wiedziałem czy nadal trzymam rękę Martynu czy nie. W pewnym momencie przestałem czuć jej dotyk. Spojrzałem na nasze dłonie, a nasze palce nadal były ze sobą splecione.
Co za ulga.
Potem znów spojrzałem w oczy ojca i dostrzegłem, że musi mówić prawdę. Można było go przejrzeć na wylot.
Jednak w tamtym momencie mój wzrok nie skupił się na postaci ojca, ale na małym chłopczyku obok.
- Hej mała - uśmiechnął się, a Martyna wybuchnęła śmiechem. Miał na oko siedem lat i przesłodki uśmiech.
- Wojtek! - skarcił go ojciec, a dziewczyna pokręciła głową.
- Hej mały - odparła, wyciągając do niego rękę - Jestem Martyna - przedstawiła się, a potem spojrzała na mężczyzne.
- Piotrek... To jest Wojtek. Twój brat - oznajmił ojciec, a ja uniosłem brwi. To był szok.
Nie wiedziałem co robić, dlatego tak jak Martyna wyciągnąłem do niego rękę.
- Jestem Piotrek - spojrzał na mnie nieufnie, a potem przybił mi piątkę - A to jest moja narzeczona - wskazałem na Martynę - Więc nie mów do niej mała - zaśmiałem się, a On razem ze mną.
- Sorka bracie - odparł, a ostatnie słowo wypowiedziane z jego ust sprawiło, że moje serce wypełniło jakieś uczucie, którego nie mogłem nazwać.
Usmiechnąłem się jeszcze szerzej i przeniosłem wzrok na ojca.
- Jeśli teraz powiesz, że mam się wynosić to za dwie godziny mamy samolot do Anglii... Obiecuje, że już nigdy mnie nie zobaczysz.
Ale czy teraz faktycznie tego chciałem?
***

13 grudnia 2015 22:58

Tak jak przewidywałem, pada od kilku dobrych godzin. Na chodniku pojawiły się już spore kałuże. Razem z Martyną wyszliśmy przed stację.
- Chyba trochę zmokniemy - mówi patrząc w niebo. Spoglądam na nią i naciągam jej kaptur na głowę.
- Teraz tylko ja zmokne - zauważam i obejmuje ją w pasie . Uśmiecha się i chowa rękę do mojej kieszeni - Jesteś pewna, że masz ochotę na ten spacer?
- Jak najbardziej - uśmiecha się jeszcze szerzej. Ruszamy w kierunku domu.

23:06

Przechodzimy przez pusty parking obok galerii handlowej, kiedy deszcz traci swoją siłę. Teraz tylko kropi. Na samym środku parkingu stoi jedna lampa, a w jej świetle stoi jakiś mężczyzna. Podchodzimy bliżej.
- Adam? - pytam. Odwraca się, a ja zauważam, że jest kompletnie wystraszony.
- Co Wy tu robicie? - mówi niewyraźnie i rozgląda się dookoła.
- To samo możemy zapytać Ciebie - zauważam.
Panuje straszliwa cisza. Nie słychać już nawet deszczu, chociaż nadal pada. Od dobrych dwóch minut nie przejechał tędy żaden samochów. Żadnej żywej duszy, a Adam sprawia wrażenie wystraszonego na śmierć.
- Nie powinniście tutaj być! - mówi cicho - Nie, nie, nie! Musicie stąd jak najszybciej odejść!
Spoglądam na Martynę. Tępo wpatruje się w chłopaka. Słychać szczekanie psa.
- Dobrze się czujesz? Bo wyglądasz jakbyś miał dostać zaraz zawału.
- Musicie stąd odejść! Szybko! - podnosi trochę głos nerwowo rozglądając się w przestrzeń - Nie powinniście się tutaj znaleźć. Proszę, odejdźcie stąd jak najszybciej!
Łapie się za głowę i cofa kilka kroków przez co znajduje się na granicy ciemności i światła.
Przyciągam Martynę bliżej siebie i ciągne ją przez reszte parkingu...

23:11

Jesteśmy już na drugim końcu, a ja odwracam głowę. Postać Adama zniknęła w ciemnościach. Deszcz przestał padać całkowicie. Martyna zsuwa kaptur z głowy i zagradza mi drogę.
- Zaczekaj - mówi, opierając swoje dłonie na moim torsie - Na pewno nie jesteś na mnie zły? Może nie powinnam w ogólę dzwonić do twojego ojca...
Widzę w jej oczach smutek. Ostatnie wydarzenia musiały nie dawać jej spokoju.
Ściskam jej nadgarstki i przysuwam ją bliżej siebie. Nie odpowiadam na zadane pytanie, tylko zaczynam ją całować. Jej usta smakują obłednie. Odwzajemnia pocałunek i nasze usta zaczynają współpracować. Jej wargi, jej język i dłonie są tak doskonałe, że nigdy nie będę w stanie się na nią gniewać.
Raptownie uwalnia się z mojego uścisku i odsuwa krok do tyłu.
- Piotrek, przestań mnie całować i posłuchaj.
- Martyna - mówię - Całuję Cię dlatego, że nie potrafię się powstrzymać. Wiesz dobrze, jak działają na mnie twoje usta. Tak długo, jak mogę Cię całować, wszystko inne może zaczekać.
I faktycznie w tamym momencie całowanie jej było obowiązkiem. Jednak wtedy nie znałem przyszłości i nie wiedziałem co miało wydarzyć się już za kilka sekund.
Zakładam jej włosy za ucho i czekam, aż się uśmiechnie. Jej uśmiech był jedną z najpiękniejszych rzeczy na świecie.
- No chodź tu do mnie - znów łapie jej nadgarstki - Długo już nie wytrzymam.
Czekam, aż się przybliży i nasze ciała się dotkną. Jednak to nie następuje.
Osuwa się na ziemie, jakby nagle uleciało z niej całe życie.
***

- Doprowadziłeś do tego, to teraz ją ratuj! - słyszę cicho. Jestem pewna, że ten ktoś krzyczy, jednak ja słyszę to niewyraźnie i przez mgłę. Mam wrażenie, że stoję gdzieś na środku oceanu, a w okół mnie jest tylko mgła. Nie widzę nic.
Zaczyna robić mi się zimno. Nie wiem czy to dlatego, że leżę na zimnym betonie, czy dlatego, że stopniowo zaczynam odczuwać ból. Przed tem go nie czułam. Zaczynam panikować, kiedy staje się coraz silniejszy. Czuję jak coś ciepłego spływa po mojej ręcę. Próbuję odwrócić głowę w tym kierunku i wtedy ból zalewa moje ciało. Krzyczę. Wciskam rękę w beton, a małe kamyczki wbijają mi się w dłoń. Krzyczę głośniej. Chcę, żeby ktos mnie usłyszał, chcoć mam wrażenie, że nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Zaczym się trząść z zimna. Tak strasznie mi zimno. Zamarzam. I wtedy czuje jak ktoś dotyka swoją ciepłą dłonią mojej. Odrywa ją od lodowatego betonu, ale to tylko powoduje większe cierpienie. Mój oddech, choć jest słaby, boli jak cholera. Zaczynam odczuwać każdy najmniejszy kamyczek na którym leżę. Tak strasznie tego nie chcę.
- Co ja mam robić... - znów słyszę jakiś głos.
Czyżby Adam? Ale co On robi na środku oceanu? Może też płynię do miejsca gdzie nie czuje się nic. Ja do niego płynę, ale mgła zasłania mi drogę, a ból jest silniejszy z każdą sekundą. Paraliżuje mnie. Nie mogę się poruszyć, choć nadal się trzęsę.
- Dzwoń po karetkę! - słyszę niewyraźnie. Głosy stają się coraz bardziej odległe. Nadal nie mogę znaleźć drogi do tego miejsca. Mgła jest jeszcze bardziej gęstrza. Zaczym się bać. Boję się samotność. Znów zaczynam krzyczeć. A potem czuję jak ktoś mnie przytrzymuje na tym zimnym betonie. Cholera! Czy On nie rozumie, że jest tak zimny! Wyrywam się. Krzyczę. Ból zagłusza wszystko w okół mnie. Zagłusza mój oddech. Bicie mojego serca. Wszystko. Wbijam paznocie w wewnętrzną stronę dłoni, ale nawet to nie uśmieża mi ból. Jezu! Tak strasznie mi zimno!
Zamykam oczy, które nagle stały się okropnie ciężkie i nie panuję już nad tym co robię. Mgła zanika, ale zamiast niej pojawia się przeraźliwa ciemność. To ta ciemność z dzieciństwa, która ma to w sobie, że zaraz wyskoczą z niej potwory. Ale zamiast nich widzę czyjąś twarz.
Piotrek?
Nie to przecież nie możliwe. Jestem pewna, że jestem sama. Nachyla się nade mną i chyba płaczę. Też go boli? Ale skoro tak to czemu ja nie płaczę? Nie wiem. Chciałabym go jakoś pocieszyc, ale nie mogę się poruszyć.
Głowa opada mi na bok. W końcu znalazłam drogę do miejsca gdzie nie czuje się nic...
_________________________________________________________________________
Kochani, teraz chcę Wam z przykrością powiedzieć, że to niestety koniec tego opowiadania. Wszystko kiedyś się kończy, a historia Martyny i Piotrka na moim blogu, zakończyła się tak. Miałam wiele pomysłów na zakończenie tego opowiadania i nie miejcie mi za złe, że wybrałam takie. Oczywiście jeśli chcecie zlożyć jakieś zażalenie, piszcie w komentarzach. Teraz mnie pewnie znienawidzicie, że kończe to w taki sposób, ale tak wyszło.
Bardzo Was przepraszam, ale... Żartuje oczywiście :D Kolejny rozdział jest w trakcie i mogę Wam obiecać, że będzie długi. Zanim zakończę to opowiadanie, to pojawi się jeszcze milion pomysłów.
Wracając do rozdziału...
Co się wydarzyło? Co stało się z Martyną, a może... może to jednak nie Martyna? Ale jeśli nie Ona... to kto?
Kolejny rozdział na dniach, ponieważ dzisiaj rozpoczęły mi się ferie, a pozatym, mam już go w połowie napisanego, więc długo zwlekać nie będę.
Pozdrawiam Was kochani i do następnego! :)
Natalia

7 komentarzy:

  1. Nastraszylas mnie ;) Ale jakość Twojego opowiadania jest powalająca! Już nie mogę doczekać się kolejnej części i myślę, że wreszcie znajdę czas by nadrobić zaległości, bo też mam ferie:)) Uwielbiam Twoje opowiadania i z niecierpliwością czekam na kolejne;) Pozdrawiam serdecznie Miła W. PS. Czy to była Martyna ?? I co się z nią stało??

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana twoje opowiadanie jest super.Pierwszy raz na jakim kolwiek blogu nie mogę przyczepić się do niczego.Początek obłędy dopiero po przeczytaniu go uświadomiłam sobie,że to tylko wstęp.Widzę,że miłość Martyny i Piotra rozwija się -to dobrze.Mam nadzieje że za szybko tej historii nie skończysz.Życzę dużo weny.Pozdrawiam i czekam na kolejną część.
    Buziaczki Wiki
    Ps zapraszam również do mnie
    http://opowiadanianasygnale.bloa.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Chociaż przyczepić się można do wiele rzeczy ;)
      Natalia

      Usuń
  3. Ale mnie przestraszyłaś. Myślałam że to już koniec. Opowiadanie świetne. Życzę dużo weny i do następnego ;-)
    Pozdrawiam
    Nikaa

    OdpowiedzUsuń
  4. Laska, ty chcesz, żebyśmy tu wszyscy zawału dostali?! Nigdy więcej twego nie rób, błagam!
    A tak swoją droga, to, żart nieźle ci wyszedł, byłam o krok od uwierzenia :-)
    Bardzo dobrze, że będzie długi, uwielbiam długie rozdziały.
    Dzisiaj jak widzę wstęp trochę bardziej rozbudowany, co sprawia, że jeszcze bardziej przerażający. Nie mówiąc już nawet o tym, o czym on opowiada. Dobrze, że zawarłaś w nim dialogi, bo to wprowadza w pewnego rodzaju błąd. Czytelnikowi wydaje się, że to już ta główna część opowiadania, po czym za moment okazuje się, że to dopiero zapowiedź. Moment zaskoczenia, sprawia, że to wszystko jest jeszcze bardziej, idealnie stworzone. Nie wierzę, że tak świetnie potrafisz oddać wszystkie emocje, opisy, ruchy bohaterów. To jest naprawdę świetne, do tego stopnia, że aż czuję jakbym tam była i obserwowała wszystko z bezpiecznej odległości, równocześnie mogąc wejść w najskrytsze zakamarki odczuć postaci, a nawet pozornie nieożywionego powietrza.
    Wojtka to się, za żadne skarby nie spodziewałam. Tak jak i ponownego spotkania Piotrka z ojcem.
    Wydaje mi się, że jego ojciec nie zachował się do końca w porządku. Zakładam, że wszystkie słowa były prawdą, bo tak to wyglądało, przynajmniej z perspektywy Piotrka i na logikę wydaje się być realne, ale zapoznanie Piotrka z bratem, nie było już do końca fair. Gra na emocjach nigdy nie jest fair, a to właśnie nią było. To była zwykła gra na emocjach. Piotr powinien wybaczyć ojcu, a nie poznawać brata, w takiej sytuacji. Nic dziwnego, że miał wątpliwości, skoro z jednej strony chce aby ojciec więcej nie pokazywał mu się na oczy, a z drugiej pewnie nie chce stracić kontaktu z bratem.
    Nie będę się tu wgłębiać w psychologiczne aspekty tego, bo jeszcze napisałabym doktorat z manipulacji i gry na emocjach, a jak na razie tego nie planuję, ale tak czy inaczej uważam, że to nie były szczere przeprosiny, skoro uczestniczył w nich Wojtek.
    Och, jak ja kocham deszcz i spacery na których można porządnie zmoknąć. :-) Byleby tylko nie załapać się na sezonowy katar :-)
    Sprawa Adama robi się coraz bardziej skomplikowana i kryminalna, można powiedzieć. Nawet nie wiem, czy chcę sobie wyobrażać w co on się biedny wpakował.
    Ja pewnie na ich miejscu bym tak Adama nie zostawiła. Co najwyżej oddaliłabym się i obserwowała go z odległości. Przecież od razu widać, że to wszystko jest aż za bardzo podejrzane.
    Nie wspominając już o tym, że we wszystko zamieszany jest Góra, a jego postać tutaj też nie wzbudza dobrych odczuć.
    Mi się wydaje, czy ostatni akapit nagle przestaje być opisywany oczami Piotrka?
    A więc kto go opowiadał?
    I ten ostatni akapit jest tak świetny, że z tego zachwytu zapomniałam już co chciałam o nim napisać.
    Świetnie. Pięknie. Idealnie.

    OdpowiedzUsuń