CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 52. Wróć, jeśli pamiętasz.

*Piotrek* 

Biegnę tak szybko, że nie zauważam wychodzącej z sali pielęgniarki i chcąc nie chcąc musiałem się z nią zderzyć. Słyszę jak krzyczy coś za mną, ale ja dalej biegnę. Czuje pulsujący ból w okolicy żeber. Zapewne po zderzeniu z blond pielęgniarką. Zatrzymuje się przed drzwiami i patrzę jeszcze na numer pomieszczenia, chcąc upewnić się, że to właściwe miejsce. Właściwe, ale nie mogę wejść. 
Strach. Obezwładniający, paraliżujący, duszący strach. 
W końcu drzwi sie rozsuwają i wchodzę do środka. Nie widzę jej od razu. W okół jej łóżka stoją lekarze i pielęgniarki. Czy to przypadkiem nie ta sama, z która przed chwilą się zderzyłem? 
Lekarze wymieniają miedzy sobą słowa tak, że tylko oni mogą je zrozumieć. Jedna z pielęgniarek otrzymała jakiś rozkaz i zaczyna odłączać kilka niepotrzebnych sprzętów. Lekarz Martyny mnie zauważa, uśmiecha się delikatnie i odsuwa się, wraz z innymi lekarzami. 
- Proszę bardzo - wskazuje na miejsce obok łóżka, a ja pierwsze co dostrzegam to oczy Martyny. 

Zdaje się, że kompletnie nie zwraca uwagi na lekarzy i pielęgniarki.
Przez pierwsze kilka sekund stoję w miejscu i przyglądam się z daleka. Nie spojrzała na mnie. Nic nie powiedziała. Lekarz westchnął smutno i wyprowadził wszystkich na zewnątrz pozwalając zostać mi samemu z Martyną. Kiedy drzwi za nimi się zamknęły, powoli podeszłem do jej łóżka i wyciągnęłam do niej dłoń. Na początku zacząłem głaskać jej dłoń, malując na niej dziwaczne kółka. 
- Martynka - szepnąłem, mając nadzieje, że w końcu na mnie spojrzy. - Martwiłem się o ciebie. 
Serce zaczęło bić mi szybciej, czekając na jej reakcje. 
Zacząłem się bać. Potwornie bać. 
Leżała, nieruchomo wpatrując się w sufit i zupełnie ignorowała wszystko co ją otaczało. Zdawalo się, że znajduję się w zupełnie innym świecie. Nieuczesane włosy opadały jej na ramiona i sprawiały wrażenie jeszcze ciemniejszych niż ma w rzeczywistości. Natomiast skóra stała się biała ja ściana. Domyślałem się, że są to efekty przyjmowanych przez nią leków, ale to mnie nie uspokajało. A kiedy spojrzałem w jej oczy, zrozumiałem, że coś jest nie tak. 
To nie były jej oczy. Oczy Martyny zawsze były pełne życia, blasku i czegoś niezrozumiałego dla mnie, ale pięknego, bo to chyba najbardziej do niej przyciągało. Te oczy były szare, smutne, przepełnione bólem i pozbawione życia. Patrzyły tępo w biały sufit, sprawiając przy tym wrażenie nieobecnych. Zamarłem. 
Spojrzałem rozpaczliwie w stronę lekarza, który stał za szybą udając, że czyta coś w telefonie. Kiedy jednak na niego spojrzałem natychmiast schował urządzenie i wszedł do środka. W tym samym czasie Martyna złapała mnie za rękę. Zrobiła to tak mocno, że przez chwile miałem wrażenie, że coś ciężkiego ją przygniata. 
Lekarz podszedł do łóżka z drugiej strony, przywitał się z Martyną krótkim "dzień dobry" , na co oczywiście nie zareagowała i zaczął opowiadać wszystko co się z nią działo, jakie operacje przeszła, przebieg rehabilitacji w niedalekiej przyszłości i tym  podobne rzeczy.  Leżała, mrugała oczami i trzymała mnie za rękę, wbijając paznokcie tak mocno, że zdawało się, jakby nigdy już nie miała puścić, ale nie odpowiadała. Co jakiś czas otwierała usta, ale kiedy lekarz przestawał mowić myśląc, że chce coś powiedzieć, natychmiast je zamykała. Wydawało się, że w ogóle nie słucha. 
Potem lekarz dostał jakiś ważny telefon, przeprosił nas i wyszedł na korytarz, kierując się w stronę sali operacyjnej. Nogą przesunąłem sobie krzesło stojące obok i usiadłem na nim. Martyna co jakiś czas zmniejszała swój uścisk, tylko po to, aby za pare sekund ścisnąć mnie jeszcze bardziej. 
Przez ostatni czas nie spałem za wiele i zbyt dobrze. Może dlatego zdarzało mi się zasnąć na krześle, czy w samochodzie. Tak było i tym razem.

*Wiktor* 

- Nie wiem. Nie jest za późno? Nie, nie ma mowy. Jej rodzice się zgodzili? Ale ja uważam, że jesteś jeszcze za młoda. Do zobaczenia jutro. Pa. 
- Zosia chce iść na imprezę? - wzdrygam się słysząc za sobą czyjś głos. Odwracam się szybko, przyciskając telefon do piersi. 
- Artur. Wybacz nie zauważyłem cię. 
- Nic nie szkodzi - przesuwa się w stronę biurka i bierze do rąk jedną z moim teczek - To jak? Impreza? 
Patrzę na niego, zastanawiając się czy mogę pogadać z nim o tej sprawie. Nigdy za nim nie przepadałem. Zatrudniłem go z przymusu, nie chęci. Drapię się po głowie. 
- Tak. U chłopaka - wzdycham cieżko. 
- Poważna sprawa. Dobrze zrobiłeś zabraniając jej. Osobą w jej wieku rożne teraz pomysły do głowy przychodzą. Kto wie, może za kilka miesięcy zostałbyś dziadkiem. 
Patrzę na niego z wysoko uniesionymi brwiami, kiedy on rownież na mnie spogląda. Wzrusza ramionami. 
- Zosia jest mądra dziewczyną. Wie co powinna robić - odpowiadam. 
- W takim razie dlaczego jej nie pozwoliłeś? 
Zaczynam obracać telefonem w dłoni. W ostatnim czasie zauważyłem, że robię to zawsze, kiedy się denerwuje. 
- A ty skąd wiesz takie rzeczy? - pytam, podchodząc do niego i zabierając swoją teczkę - Dzieci masz? Nigdy nie mówiłeś. Może wezmę ze sobą Zosię i zapoznamy się na jakiejś miłej kolacji jutro wieczorem? 
Odkładam teczkę na biurko i wychodzę, zostawiając zmieszanego Artura na środku pokoju. 
Kierując się w stronę karetki zastanawiam się, co robi Zosia, kiedy jestem na dyżurze. Pracuję w rożnych godzinach, czasem w dzień, innego razu w nocy. W czasie tygodnia, kiedy Zosia chodzi do szkoły, z domu praktycznie nie wychodzi, tego jestem pewien. Zawsze wiedziała, że nauka jest ważna i każdą wolną chwilę poświęca właśnie jej.  Ale w weekend, kiedy zazwyczaj mam dwudziestoczterogodzinne dyżury, skąd mogę mieć pewność co robi? Ufam jej, tak jak ona ufa mi, jednak postanawiam raz jeszcze do niej zadzwonić. 
- Zosia? Tak, wszystko w porządku. Może przenocujesz dzisiaj u dziadka? Nie o to chodzi. Po prostu nie chce, żebyś znowu siedziała sama. Tak. Obiecuje. Zadzwoń jak dojedziesz. Narazie. 
Wciskam czerwoną słuchawkę i wkładam komórkę do kieszeni w kurtce, po czym zapinam zamek. Na parkingu przed stacją widzę Adama obok karetki. Na początku dalej idę w kierunku jakim zamierzałem, ale po kilku krokach zatrzymuje się i patrzę na niego katem oka. Szuka czegoś w środku pojazdu i w ogóle mnie nie zauważa. Postanawiam do niego podejść. 
Nie mam zamiaru znów mieszać się w nie swoje sprawy, ale czuje coś dziwnego, co każe mi zapytać. 
Kiedyś przyłożę w twarz samemu sobie za to, że nie potrafię ugryźć się w język. Teraz jednak będę musiał z tym zaczekać. 
- Piotrek już wie? 
Odwraca się, uderzając głowa w jedną z półek. Przykłada rękę do bolącego miejsca i zaczyna je rozcierać. 
- Co wie? - pyta, mrużąc oczy. Wznoszę oczy ku niebu. 
- Nie zgrywaj idioty - odpowiadam złośliwie. Trzeba przyznać, że ten chłopak od kilku tygodni działa mi na nerwy. 
- Nie rozumiem o czym doktor mówi - wychodzi z karetki i zasuwa jej drzwi. Staje naprzeciwko mnie i opiera się plecami o pojazd. Patrzy mi w oczy, a potem odwraca szybko wzrok u zaczyna szybko oddychać. 
- Skąd doktor o tym wie? 
Tym razem faktycznie patrzę na niego jak na idiotę.
- Ślepy nie jestem. 
- Góra panu powiedział?
- Od dwóch tygodni zachowujesz się dziwnie. Sam się domyśliłem.
Odpycha się i staje prosto. Znów podnosi wzrok i patrzy mi w oczy. Mam wrażenia, że się boi, ale jest mu wszystko jedno. Przez chwile panuje cisza. Wydaje mi się, że tylko ja tutaj mam coś jeszcze do powiedzenia. 
- Dlaczego to wszystko komplikujesz? 
- Nie chciałem. Tak wyszło. 
- Tak wyszło? - powtarzam z niedowierzaniem - To ty się w to wszystko wpakowałeś. Powinieneś zgłosić to wszystko na policję już kiedy się o tym dowiedziałeś. 
- To nie jest takie proste. 
- Masz racje, nie jest. A z dnia na dzień jest jeszcze gorzej. 
- Dlaczego doktor się w to wszystko miesza? Po co to? Nie ma doktor swoich problemów? 
- Adam - podnoszę głos - Co ty do cholery robisz? Chcesz zniszczyć sobie życie do końca? W najlepszym wypadku dostaniesz dziesięć lat i zostanie ci odebrane prawo wykonywania zawodu. Chcesz jeszcze więcej? 
Nie odpowiada. 
- Gdybys zrobił to co należy kilka tygodni temu Martyna nie walczyła by teraz o życie, Góra i jego ludzie czekaliby na wyrok, a ty nie poniósłbyś żadnych konsekwencji. Powinienem już dawno zadzwonić na policję.
Odwracam głowę w kierunku stacji i kopie leżący na ziemi kamien. 
- To dlaczego doktor jeszcze tego nie zrobił? 
- Bo wiem, że masz problemy, jasne? Gdyby nie to, że traktuje cię... traktuje cię jak syna, już dawno bym to zrobił. 
W jego oczach pojawiają się łzy. 
- To i tak już niczego nie zmieni. Piotrek mnie znienawidzi tak czy siak. 
- Piotrek jest twoim przyjacielem...
- Co z tego? - przerywa mi - Pan chciałby mieć przyjaciela, który o mam włos nie zabiłby pana żony? 
Zatrzymuje powietrze na chwile w płucach. 
- Ale moja żona nie żyje. 
Adam znów odwraca wzrok, by chwile pózniej znów na mnie spojrzeć i powiedzieć: 
- To i tak już niczego nie zmieni. 
Zaczyna iść w kierunku stacji, przeklinając coś pod nosem. 
- Powiedz mu w końcu! - krzyczę za nim. 

*Piotrek* 

Kiedy się budzę, pierwsze co czuje to potworny ból pleców. Podciągam się na krześle i zaczynam rozmasowywać szyje, która rownież jest w nie najlepszym stanie. Chwile pózniej patrzę na Martynę. Musiała zasnąć, kiedy spałam. Ręka, którą mnie trzymała niesforne opadła na brzeg łóżka. Chwytam jej dłoń i kładę na łóżku. Zauważam pierścionek - ten sam, który założyłem jej na palec kilka miesięcy temu. Teraz dopiero zaczynam zadawać sobie pytanie, dlaczego jeszcze nie wzięliśmy ślubu. Odpowiedz jest jednak prosta i chyba za prosta. Nie chciała. Nie chciała się spieszyć, a ja nie miałem nic przeciwko. Małżeństwo zobowiązuje. Na smierć i życie. Sam nie wiem czy dojrzałem do takiego etapu. Jednak teraz, siedząc na tym cholernie niewygodnym krześle, wiem już, że jestem gotowy. Czas spędzony z Martyną, był najlepszym czasem w moim życiu i uciekł tak szybko, że nawet nie wiem kiedy. 
Siedzę jeszcze przez kilka minut przyglądając się śpiącej dziewczynie. Wstając z krzesła czuje ból w okolicy żeber. Opuszkami palców dotykam bolącego miejsca, a z moich ust wydobywa się dziwny dźwięk w postaci stęknięcia. 
Na korytarzu nikogo nie ma. Panuje też przerażajaco głucha cisza. Patrzę na zegarek wiszący w kącie. Trzecia w nocy. Dlaczego nikt mnie nie obudził i nie kazał wyjsć? Rodziców także już nie ma. Domyślam się, że wyszli już dawno temu. Mam tylko nadzieje, że więcej się nie kłócili. 
- Panie Piotrze - słyszę głos lekarza - Możemy chwilę porozmawiać? 
Poprawiam włosy lecące mi do oczu i spoglądam na zmęczone oczy lekarza. Pewnie nie spał jeszcze tej nocy. Mimo wszystko domyślam się o czym mamy rozmawiać. Lekarzów, tak samo jak i mnie, martwi reakcja Martny, a raczej jej brak. Spodziewaliśmy się wszystkiego, krzyków, rwania włosów z głowy, płaczu, a tym czasem nic z tego. 
Do naszej dwójki dołącza jeszcze jeden lekarz, który zajmuje się urazami mózgu - "Proszę nie popadać w paranoje. Jak wiemy z wcześniejszych badań u pacjentki doszło do uszkodzenia mózgu. Nie wiemy jednak do jakich uszkodzeń doszło dokładnie, musimy czekać. Być może to chwilowy stan. Trzeba być dobrej myśli.". Potem jeszcze raz lekarz wyjaśnił mi etapy przebiegania rehabilitacji i leczenia. Rozmawialiśmy chwilę, po czym lekarz wszedł do sali Martyny. 
- Kocham cię - powiedziałem cicho, patrząc na śpiącą dziewczynę. 
________________________________________________________________
Miesiąc... Dwa... Trzy... Nie było mnie trochę i to trochę długo. Dużo się działo, to na pewno. A potem nie wiedziałam w która stronę poprowadzić tą historię i chyba w końcu mnie zabijecie, zamordujecie, zastrzelicie, ale podjęłam decyzje i jej nie zmienię. (Chyba). 
Ale dowiecie się sami ;) 
Kolejny post, mam nadzieje niedługo, chyba zaraz nawet zacznę go pisać. 
Co z tego ze juz koniec maja. Na początku roku 2014 założyłam tego bloga i powiem wam szczerze to była jedna z najlepszych decyzji mojego życia, bo właśnie wtedy rozpoczęła się moja przygoda z pisaniem. Cóż Ok 150tys wyświetleń na blogu (MEGA DZIĘKUJE), 52 rozdziały i jedna jednorazówka. :)

Do następnego! 
Natalia 

Dziękuje, że jesteś! ❤️ 


14 komentarzy:

  1. Wow nareszcie opowiadanie które jak zawsze jest wspaniały.Pozdrawiam i zapraszam do przeczytania mojego opowiadania: http://opowiadanianasygnale.bloa.pl/2016/05/26/opowiadanie-64-co-jesli-ja-go-wciaz-kocham/#respond
    Pozdrawiam /Wiki ***

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow ! Wreszcie opowiadanie ;) jak zawsze świetne

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow!Nareszcie kolejne opowiadanie mam nadzieje że kolejne pojawi się dość szybko niż ostatnie.Ale muszę to powiedzieć masz talent do pisania😄

    OdpowiedzUsuń
  4. Super że pojawiła się kolejna część :-) Jak zwykle genialna, pełna emocji. Dziękuję ci za to co robisz bo robisz to naprawdę dobrze i umilasz innym czas :-) Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny na kolejne świetne historie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!��

    <3

    OdpowiedzUsuń
  6. jedno słowo NARESZCIE
    nie mogłam się doczekać, jak pociągniesz ten temat
    Powiem szczerze zaskoczyłaś mnie,
    widzę że teraz zacznie się walka o powrót Martyny do zdrowia.
    Oby szło ku dobremu, oni oboje już tyle przeszli,
    że zasługują na szczęśćie

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszał do mnie; https://mojaksiazka-uzaleznienie.blogspot.com/?m=1
    Jest to książka o uzależnieniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. hej
    kiedy kolejna część?
    nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny jak zawsze ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie opowiadanie jest jak grom z jasnego nieba a ja zapraszam na mojego bloga o serialu Na sygnale http://wiktorbanachianiareitermilosc.blogspot.com/2016/07/rozdzia-1.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiedziałaś że kolejne pojawi się dość szybko a minęło zaraz 2 miesiące i nadal nie ma kolejnego.Prosimy wstaw już kolejne plis

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej, co tak długo...? Wszystko w porządku ?

    OdpowiedzUsuń
  13. Twoje opowiadanie jest najlepsze ♥ Kiedy kolejna częsc?

    OdpowiedzUsuń