CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 9. Rany

*Martyna*
Z przerażenia, telefon upadł mi na podłogę. Nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam nie ruszając się. Jedyny dźwięk jaki słyszałam, to głos policjanta z telefonu, "Halo? Pani Martyno? Czy coś się stało?". Byłam coraz bardziej zdenerwowana.
- No proszę! Wiedziałem, że Cię tu zastane, samą - mówił spokojnie Marcin - Jak tam układa Ci się z Piotrusiem?! - nagle krzyknął.
- Co ty tu robisz? - zapytałam, próbując zachować spokój.
- Ja? Nic, przyszedłem tylko odwiedzić byłą dziewczynę - zaśmiał się.
Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.
Marcin podszedł bliżej mnie.
- Jak układa Ci się z Piotrusiem?! - powiedział nerwowo jeszcze raz - odpowiedź mi!
- Bardzo dobrze! - mówiłam - Bez Ciebie jest mi o wiele lepiej!
W tej chwili poczułam na mojej prawej ręce silny ból. Uświadomiłam sobie, że mnie zranił. Nie tylko psychicznie ale również fizycznie.
- Nadal jest Ci do śmiechu?! - krzyczał.
Z moich oczu popłynęły łzy.
Podeszłam się do ściany, jednak Marcin znów się przysunął.
- Byliśmy z sobą ponad dwa lata. Już nie pamiętasz jak mówiłaś, że mnie kochasz?! - mówił rozgniewany.
- Pamiętam i to były najgorsze dwa lata w moim życiu! - znów krzyknęłam.
- Tak? Najgorsze? A wiesz dlaczego?! - również krzyczał - Wszystko zepsułaś!
- Ja?! To ty wszystko zniszczyłeś! Zniszczyłeś ten związek, kiedy zacząłeś pić! Zniszczyłeś wszystko co miałam! Miłość, szczęście.
- Nie mów tak! To nie moja wina!
Czułam się co raz gorzej. Ręka bolała mnie coraz bardziej.
- Kiedyś myślałam, że jesteś osobą, z którą chce spędzić resztę życia... Ale się pomyliłam.
Kiedy to powiedziałam Marcin znów rozcią mi rękę nożem. Krzyknęłam z bólu. W tym momencie poczułam się słabo. Nagle do domu wbiegli policjanci. Tylko tyle widziałam.

*Piotr*
Była godzina 15:30. Usiadłem na fotelu z gazetą w ręku.
Długo to nie potrwało.
- Piotr, idź posprzątać karetkę - powiedział Wiktor.
- Tylko skończe czytać - odpowiedziałem.
- Piotr! Zaraz możemy mieć wezwanie!
- Dobrze już, idę.
Byłem już koło karetki. Wszystko zajęło mi około pół godziny. Kiedy nie ma Martynki nic nie jest poukładane - zaśmiałem się. Wróciłem do bazy.
- Cześć Piotrek! - usłuszałem Adama.
- Cześć, cześć - powiedziałem.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Jak to co? Przecież mamy dyżur.
- No ale myślałem, że jesteś przy Martynie.
- A co z nią nie tak? - przeraziłem się.
- To ty nic nie wiesz? Przywieźli ją przed chwilą. Ponoć naszedł jej ten były chłopak.
- Marcin?
- Chyba tak.
- I co z nią?!
- Nic więcej nie wiem... - Adam nie zdążył dokończyć, gdyż ja wyszłem już z pokoju. Zdenerwowany zacząłem szukać sali gdzie leży Martyna. Kiedy przechodziłem obok z jednej z sal spotkałem lekarza.
- Przepraszam, podobno leży tu Martyna Kubicka? - zapytałem.
- Tak, a pan jest kimś z rodziny? - zapytał lekarz.
- Nie, ale jestem jej chłopakiem. Co się stało?!
- Pani Martyna ma dwie głębokie rany na prawej ręce... -kiedy lekarz o wszystkim mi opowiedział byłem w szoku.
- Mogę do niej wejść? - zapytałem.
- Tak, tylko niech nie siedzi Pan za długo.
Weszłem do sali Martyny. Ten cały widok mnie przeraził. Leżała nieprzytomna, na prawej ręce miała bandaże, całe czerwone od krwi. Usiadłem koło niej i złapałem ją za rękę. W jednej chwili po policzkach spłynęły mi łzy. Nic nie mówiłem. Czas minął szybko. Niespodziewanie Martyna zaczęła się budzić. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie. W oczach miała łzy.
- Piotrek - powiedziała i rozpłakała się.
Położyłem rękę na jej glowie i zacząłem gładzić jej włosy.
- Jestem przy tobie - powiedziałem, jednak też zacząłem płakać.
Próbowałem powstrzymać łzy. Nagle do sali wszedł lekarz. Powiedział, że musi zrobić kilka badań.
- Będę później - powiedziałem do Martyny i wyszłem.
Wróciłem do bazy. Spotkałem Wiktora.
- Piotr co się stało - zapytał.
Nie miałem ochoty rozmawiać, jednak po chwili powiedziałem:
- Martyna jest w szpitalu.
- Ale co się stało?
- Przyszedł do niej ten Marcin z nożem.
Rozmowę przerwało wezwanie.
- Piotr dasz radę jechać? - powiedział Wiktor.
- Tak - odpowiedziałem.
- Dobra widzę, że nie dasz rady. Idź do Martyny. Dzisiaj masz już wolne.
- Dziękuje doktorze.
Poszedłem się przebrać. Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Ruszyłem w stronę sali Martyny. Usiadłem na krześle, przy łóżku. Dziewczyna nic nie mówiła. Spoglądała jedynie w jeden i ten sam punkt.
- Możesz mnie przytulić? - zapytała.
- No pewnie - powiedziałem i przytuliłem Martynę.
Siedziałem tak godzinę. Martyna zasnęła. Postanowiłem poszukać lekarza i zapytać o jej stan zdrowia. Po kilku minutach znalazłem.
- Doktorze i co z Martyną? - zapytałem.
- Straciła dużo krwi, jest słaba - powiedzial - a ogólnie jest wszystko dobrze. Zostanie jeszcze na obserwacji przez noc.
- Czyli można powiedzieć, że jest wszystko dobrze.
- Niech się pan nie martwi - powiedział lekarz i poszedł do innego pacjenta.
Wróciłem do Martyny. Pożegnałem się i wróciłem do domu. Kiedy wszedłem do środka przeraziłem się.
------------------------------------------------------------------------------------------
SKĄD JA BIORĘ TAKIE POMYSŁY?! O.o Sama się siebie boję ;D
Smutny rozdział, trudno mi się go pisało :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz