CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 19. Przygotowania.

*Martyna*
Chwilę później podbiegła do mnie Zosia. Nie mogłam jej powiedzieć prawdy o ciąży. Przecież mogłaby powiedzieć Wiktorowi, a co gorsza Piotrkowi. Na razie nie chce im mówić. Wymyśliłam szybko wymówkę.
- Martyna co się stało? - zapytała Zosia.
- Nic - powiedziałam - Po prostu rozbolał mnie brzuch.
Dziewczynka pomogła mi dojść do najbliższej ławki. Po chwili bólu już nie czułam. Zosia nalegała, abym poszła do lekarza, jednak ja nie miałam ochoty tam iść. Po kilku minutach jej ciągłego namawiania mnie, w końcu się zgodziłam.
- Po kim ty jesteś taka uparta? - zaśmiałam się.
- Chyba po tacie - powiedziała żartobliwie Zosia.
Chwilę później dziewczynka pożegnała się jeszcze raz i poszła. Nie chciałam okłamać Zosi, dlatego poszłam w stronę szpitala. Nie było to daleko. Zaledwie 20 minut pieszo. W gabinecie nikogo nie było więc weszłam. Opowiedziałam lekarzowi dlaczego tu przyszłam. Zrobił mi USG i stwierdził skurcze.
- Trochę mnie to niepokoi. Zostawimy panią na obserwacji w szpitalu - powiedział.
- Ale czy to konieczne? -przeraziłam się.
- Nie jest to konieczne. Mogę puścić panią do domu, jednak nie może się pani denerwować i dużo odpoczywać - zaproponował lekarz.
Nie chciałam zostawać w szpitalu, dlatego zgodziłam się odpocząć.Tylko jak tu się nie denerwować? Po kilku minutach wyszłam z gabinetu. Poszłam w stronę mieszkania Karoliny. Po 30 minutach byłam już pod blokiem. Zgłodniałam więc poszłam do kuchni zjeść obiad, a raczej obiadokolacje. Przez to całe zamieszanie straciłam prawie cały dzień Na dodatek mam jutro dyżur na 6 rano. Po posiłku poszłam do łazienki się odświeżyć. Zajęło mi to prawie pół godziny.Wyszłam i poszłam do pokoju, w którym spałam. Położyłam się i zasnęłam.

*Następnego dnia*
*Piotr*
Obudziłem się wcześnie. Zegarek wskazywał 4:30. Chciałem spróbować jeszcze zasnąć, lecz mi się nie udało. Leżałem przez pół godziny myśląc o Martynie. Bez niej, w tym domu jest pusto. Jednak większość  myśli kierowała się ku jutrzejszego dnia. Przecież jutro mam się oświadczyć!
W końcu wstałem i poszedłem się ubrać. Miałem jeszcze dość dużo czasu, więc zjadłem śniadanie. Była już 5:40. Musiałem wychodzić. Ubrałem buty i wziąłem kurtkę z wieszaka ze względu na deszczową pogodę.
Kiedy byłem pod szpitale zauważyłem Martynę. Podbiegłem do niej.
- Cześć Martynka - powiedziałem, jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała - Dasz zaprosić się na kolację?
Miałem nadzieję, że się zgodzi, gdyż właśnie na niej miałem się oświadczyć.
- Nie dzięki - odpowiedziała niechętnie, po czym poszła.
Musiałem wymyślić inny sposób. Po dyżurze pojechałem do jubilera. Wybór pierścionka okazał się trudniejszy niż się spodziewałem. Wielkość nie sprawiała problemów, gdyż może okazać się to śmieszne, ale Martyna i ja mamy taką samą grubość palców. Po prawie 40 minutach wybrałem idealny pierścionek dla Martyny. Pojechałem jeszcze w jedno miejsce i wróciłem do domu.
________________________________________________________________________________
Możecie tego nawet nie komentować -,- Wyszedł beznadziejny.
Od kilku dni nie miałam żadnego pomysłu na ten rozdział,
dlatego tak długo musieliście czekać.
Przepraszam, obiecuję, że kolejny będzie dłuższy ;)
Dziękuje za przeczytanie!

5 komentarzy:

  1. net szybko i wcale nie jest zly jest swietny♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuuuuuuuuuuper :*

    Wiem, jak trudno znależć wene na pisanie !! Pisz dalej !! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Światnee :) Pisz dalej jesteśmy ciekawi co będzie dalej :) Czekamy na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejny rozdział ???

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne opo szybko daj next :)

    OdpowiedzUsuń